Świat ustalił pewną zasadę, do której się nie stosuje, jak pokazują karty historii. Ta zasada brzmi: wojna to zło. Literatura często sięga do niej, autorzy czerpią z niej pomysły na książkę, tło powieści. Ujmowana jest jako fakt, albo w trochę innym, abstrakcyjnym wydaniu. Jakkolwiek oni tego nie napiszą, my, czytelnicy, będziemy mieli przedpole – wiemy, jak ludzie oceniają wojnę. Okrucieństwo, bestialstwo, krew, łzy, próba przetrwania. Znamy historię, znamy opowieści i cieszymy się, że to tylko teoria, a nie praktyka. Często sobie rozmyślamy, jak przeżyć taki czas. Jakie to musi być trudne, jak ciężko zaspokajać podstawowe potrzeby. I to, gdy jest się zdrowym człowiekiem.
A kiedy ktoś jest niewidomy tak jak Marie-Laure?
Paryżanka traci wzrok stopniowo. Mieszka z ojcem, pracownikiem muzeum. Tata uczy dziewczynkę żyć w nowych warunkach. Chce, żeby była samodzielna. Tworzy dla niej makietę miasta, żeby Marie-Laure jak najlepiej poznała okolicę, by potem zmierzyć się z nią twarzą w twarz z białą laską do pomocy.
Wybucha wojna i Marie-Laure wraz z tatą udają się do Sain-Malo. Mieszka tam stryjeczny dziadek dziewczynki. Jest to ekscentryczny jegomość, a jego odmienność wynika z przeżyć z poprzedniej wojny. Nawiedzają go duchy przeszłości, nie wychodzi z domu.
Kiedy wybucha II wojna światowa, dyrektor muzeum wzywa swojego pracownika w tajemniczej sprawie. Ojciec niewidomej wraca do Paryża, a stamtąd zostaje zabrany do obozu. Nigdy nie wraca.
Muzeum otoczone jest warstwą szczególnej wyjątkowości ze względu na niewielki kamień o wspaniałych właściwościach, jednak przynosi on zgubę tym, którzy chcą go zachować na zawsze..
Obok życia Marie-Laure z tatą, a potem starszym panem, poznajemy także Wernera, chłopca z domu dziecka, który zachwycony był radiem, elektrycznością, techniką. Szczęście sprzyjało mu, dostał się do jednej z najlepszych niemieckich szkół. Chłopiec musiał podporządkować się rygorowi i dyscyplinie, a także panującej w Niemczech ideologii. Zaczął tracić siebie....
Radio, nadajniki, przekaźniki, audycje, anteny połączą tę dwójkę w tak trudnych czasach. W jaki sposób?
„Światło, którego nie widać” przywodzi mi na myśl „Złodziejkę książek”. Marie-Laure to dziewczynka bardzo podobna do bohaterki książki Zusaka. „Światło...” wzbudziło we mnie podobne emocje. Nie mogłam oderwać się od losów Wernera i Marie-Laure. To, co ich połączyło, to cienkie przewody w skomplikowanym układzie, który pozwalał w wojennych czasach porozumiewać się na odległość. I najlepsze jest to, że nie była to zwykła miłość. Połączyło ich uczucie wojenne, oparte na przetrwaniu, na ratowaniu życia. To były emocje, które połączyły dwa bieguny, ofiarę i kata.
Najlepsze było to, że każdy z bohaterów czegoś się uczył. Mogli poświęcić się czemuś, odpokutować, przełamać się, zmienić swoje życie. Wszystko to za sprawą małej, niewidomej dziewczynki. Co takiego miała w sobie Marie-Laure?
„Światło, którego nie widać” nauczyło mnie, że dobrego człowieka nie da się złamać. Zawsze nosi on w sobie wspomnienia tej dobroci i pamięta o niej. Potrzeba mu tylko motywacji, by ją w sobie odnalazł. Tak jak Werner. Chłopak służył w Wermachcie, jego zadaniem było namierzanie wrogich transmisji radiowych. I takowe namierzył. Dzięki temu, że znał je ze spokojnych czasów z domu dziecka, i że fascynowały go i były dla niego największą zagadką, nie zdradził. Obudził w sobie dobroć i przypomniał sobie kim naprawdę jest.
Powieść jest napisana w taki sposób, że nie czyta się jej, a przez nią płynie. Litery wciągają nas do Saint-Molo i nie zwracamy już uwagi na wyrazy. To wciągająca książka, której plastyczny język pozwala nam wyobrazić sobie bez przeszkód sytuację Wernera, jego uczucia po utracie przyjaciela; Marie-Laure i jej życie bez wzroku, Etienne i jego poranioną duszę; magiczny kamień pod palcami i miniatury miast tworzone przez ojca niewidomej dziewczynki, w których może ukryty jest skarb ?
Dużą rolę odgrywają tu też inne książki, czyli to też pozycja z serii „książka o książce”. Plus, prawda?
Anthony Doerr napisał bardzo dobrą książkę. Stworzył niespotykanych bohaterów i osadził ich w trudnych warunkach II wojny światowej. Każdy z nich był inny, każdy musiał zmierzyć się z losem i jego przeciwnościami, by wyjść cało z sytuacji nie tylko ciałem, a przede wszystkim duchem. To było dla nich najważniejsze. To smutna książka, ale bardzo wartościowa. Smaku dodaje fantastyczny wątek kamienia, którego symbolikę może odkryć każdy czytelnik...
Polecam tym, którzy uwielbiają „Złodziejkę książek”. Wierzcie mi, z pewnością spodoba Wam się jej dzielna koleżanka Marie-Laure i jej wybawca Werner.
Kto czytał, ten wie: A za szafą znajdują się drzwi...