"Świąteczna mordercza gra" pokazywała mi się co chwila na Instagramie, więc kiedy dostałam propozycję barteru, musiałam go przyjąć 📖 Kocham święta 🎄 i świąteczne książki – w takiej sytuacji nikt by się nie wahał 😅
Benedict stworzyła historię na miarę powieści Agathy Christie, a sądzę, że to najwyższe wyróżnienie dla autora, który pisze kryminały 👌 W "Grze" aż uginają się stoły od świątecznych przysmaków, doprawionych rodzinnymi żalami i szczodrze polanych gęstymi i lepkimi tajemnicami, jak świąteczne pierniczki lukrem. Ten klimat jest wciągający i bardzo trudno oderwać się od lektury.
Lily przyjeżdża do Endgame House – zobaczcie, że nawet nazwa tego rodzinnego domu jest symboliczna – aby zagrać ze swoimi kuzynami w tradycyjną Gwiazdkową Grę, w której do wygrania jest sam dom. Lily wcale nie chce tam jechać i spędzać aż dwunastu dni w odosobnieniu z kuzynami, z którymi w większości ma niespecjalnie dobre relacje. Poza tym nie zależy jej na domu, w którym umarła jej mama. Jednak w ostatnim liście przed swoją śmiercią ciotka Liliana obiecuję, że dziewczyna odkryje prawdę o śmierci Mariany, a przecież zawsze czuła, że jej mama nie popełniła samobojstwa.
Rozpoczyna się gra, nie tylko o dom, ale i o życie, a kiedy kolejne rodzinne brudy wychodzą na wierzch, nawet śnieg, zalegający wokół domostwa jak kołdra, nie jest w stanie ich przykryć.
Książka jest świetna 👌 Podobały mi się sonety ciotki Liliany, zawierające wskazówki, co do ukrycia następnych kluczy. Nota bene, autorka wrzuciła tu jeszcze kilka gier, tylko dla czytelników, co bardzo mi się spodobało. Lubię takie smaczki w książkach. Bohaterowie są dobrze wykreowani, a ich wzajemne relacje ukazane w intrygujący sposób.
Natomiast mam dwa "ale" i muszę się nimi podzielić. Po pierwsze, kiedy pojawiają się trupy – jeden za drugim – reszta uczestników gry po prostu przechodzi nad tym do porządku dziennego. Jasne, Benedict opisuje ich szok itd., ale… jakoś tak za łatwo sobie aż nim radzą, wracając do gry o dom już kolejnego dnia. Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Tutaj jakieś załamanie psychiczne byłoby jak najbardziej na miejscu. Tym bardziej, że na koniec powieści bohaterka robi dalekosiężne plany, ale nie ma w nich wizyty u terapeuty, a po takiej traumie to pierwsze, o czym powinna pomyślec. No ale, to jest książka i gdyby nie to, że gra się nadal toczyła, nie byłoby tej historii.
Po drugie, nie mamy informacji o tym, kto się zajął Rachel, Tommiem i Ronniem po śmierci ich rodziców, a zginęli zaledwie rok po śmierci mamy Lily. Czy ich również zaadoptowała ciotka Liliana? Czy jakaś dalsza rodzina? A może wszyscy trafili do domu dziecka? Mówię o tym, bo taka informacja mogłaby pomóc w wyjaśnieniu wielu wątków w fabule. Poza tym nie rozumiem tej "dziury". Wiemy, że dwunastoletnią Lily zajęła się ciotka Liliana, ale nie wiemy, co stało się z trójką dzieci Edwarda i Veroniki, a przecież wszyscy oni są młodsi od Lily.
Generalnie jednak książka jest przyjemna i zadowoli zarówno miłośników świąt Bożego Narodzenia, jak i kryminalnych zagadek 👍
8/10
@znosem.wksiazce