Ostatnia część przygód (przynajmniej na razie) o Bratmile z Wilczej Doliny. Poprzednie części bardzo mi się podobały, więc od razu sięgnęłam także po Dzień między żarem i lodem. Miałam nadzieję, że otrzymam historię utrzymaną w podobnym klimacie i tak samo absorbującą, jak poprzednie. I się nie pomyliłam, a nawet zaskoczyłam.
Tym razem Bratmił jest już trochę starszym chłopcem. Nadal to dziecko, ale już nie siedmiolatek. Nadal też w jego życiu pojawiają się problemy, z którymi chłopiec nie do końca sobie radzi. Tym razem dominuje tutaj zazdrość o dziewczynę. W Wilczej Dolinie to rodzice wybierają swoim dzieciom kandydata na męża/żonę, następnie udają się do rodziców tejże osoby i ustalają wszystko. Tak się niefortunnie składa, że ta, która podoba się naszemu bohaterowi, zostaje obiecana innemu. To uczucie stanowi tło dla bardziej dramatycznych wydarzeń, które dzieją się w wiosce… A właściwie poza wioską. Syn kowala Rostko zaginął. Miał wyjść za chatę po drwa na opał, jednak już nie wrócił. Opiekunka wraz z Bratmiłem i innymi mieszkańcami wyrusza na poszukiwania. W wiosce trwają też przygotowania do świąt – Szczodrych Godów. Czy naszym bohaterom uda się odnaleźć chłopca i zdążyć przed wieczorną uroczystością?
Cała opowieść tym razem toczy się zimą. Można wręcz poczuć atmosferę zbliżających się świąt. Wprawdzie w Wilczej Dolinie mają mnóstwo śniegu, w którym dzieci mogą się bawić, ale i tak czytanie tej powieści o tej porze roku, dodało klimatu. Marta Krajewska wlała w to tyle uczuć i ciepła, że wręcz zatęskniłam za czasami, gdy jako dziecko sama bawiłam się w śniegu. Nie przeszkadzało mi wtedy, że jest zimno i mokro. Liczyła się tylko dobra zabawa. Do tego jeszcze zbliżające się święta. Obecnie większość już pewnie nie pamięta, że coś takiego w ogóle miało miejsce, wszakże od Bożego Narodzenia minął już ponad miesiąc. W każdym razie miło było ponownie wrócić do tak ciepłych okoliczności. No właśnie! Choć w powieści jest mroźna zima, sama powieść jest bardzo ciepła i przyjemna.
Niebezpieczeństwo na Rostka spadło, ponieważ dorośli nie liczyli się ze zdaniem i uczuciami swoich dzieci. To właśnie chłopcy jako pierwsi zauważyli niepokojące ślady na śniegu, ale… zniknęły one, zanim dorosły zdążył je ujrzeć, więc dziecku nie uwierzył. Bratmił pochłonięty negatywnymi uczuciami, zapomniał o nich wspomnieć Chaberce i wydarzyło się, co się wydarzyło. Wystarczyłoby zwracać trochę większą uwagę na dzieci, słuchać ich od czasu do czasu, bo choć dla nas – dorosłych – może to się wydawać zaskakujące, one również mają coś do powiedzenia. Stwierdzenie dzieci i ryby głosu nie mają można sobie włożyć między bajki.
Bardzo podobało mi się w tej części przedstawienie potworów. Munka już znamy, więc powiem o nim tylko tyle, że nadal jest tym samym Munkiem. Trochę przemądrzały, trochę zapatrzony w siebie, ale dla Bratmiła jest przyjacielem. Okazuje się, że potwory nie są tak bezmyślne i rządne krwi, jak mogło nam się wydawać wcześniej. Munek ma swój rozum i choć pojmuje świat inaczej niż my, tego rozumu odmówić mu nie można. Ale nie tylko on. W tej części pojawiają się też inne potwory i potworzątka. Uśmiałam się do łez, gdy nazywali nas ludzikami. Jakbyśmy byli ich zabawką, czy nic nie znaczącym zwierzaczkiem. A potwory w powieści Marty Krajewskiej bardzo przypominają ludzi. Mają takie same problemy jak my i tak samo muszą sobie radzić z codziennością, która nie zawsze jest kolorowa i pełna blasku.
Dzień między żarem i lodem ponownie przeniósł nas do świata, w którym ciągle panują słowiańscy bogowie, w lasach kryją się słowiańskie demony, a bezpieczeństwa domów pilnują słowiańskie duszki zwane domowikami. Mimo zimowej pory znajdziemy tutaj mnóstwo ciepła i miłości, ale też masę innych uczuć, z którymi nie każdy jest w stanie sobie poradzić. Świat widzimy oczami dorastającego dziecka. Nie wszystko jest tutaj czarno-białe. To, co dla dorosłych może wydawać się nic nie znaczące, dla dziecka jest wierzchołkiem góry lodowej. Pamiętajmy o tym, słuchajmy ich, bo dzieci widzą i słyszą więcej niż nam się wydaje, ale czują dokładnie tyle samo., a czasem nawet więcej.