Jak wyglądałby świat, gdyby to kobiety pełniły w nim nadrzędną funkcję? Byłby lepszy? A może wręcz przeciwnie - stałbysię bardziej chaotyczny i niezrozumiały? Taki jest punkt wyjścia powieści Ewy Zienkiewicz "Świat według Jo". To mężczyźni zajmują się domem, a kobiety "rządzą". Pomysł brzmiał świetnie, ale wykonanie zupełnie do mnie nie trafiło. Dlaczego? Ponieważ już na pierwszych stronach poznajemy matkę Jo, która porzuca męża i synów, by sobie "poużywać". Motywy, co prawda przedstawiono inne, ale pozostaje faktem, że kobieta przez trzy lata podróżowała i "poznawała" mężczyzn, by wrócić do domu z półroczną córką, jakby nigdy nic (A jej mąż z dumą prezentował córkę!) A gdzie uczucia rodzinne? Czy po to był stworzony alternatywny świat, by przedstawić kobiety jako bezduszne i bez uczuć? A rolę matki zminimalizować do roli inkubatora, który po porodzie niewiele interesuje się potomstwem?
Kolejne "bohaterki" to przygłupie, bez przerwy klnące i pijące bandziorki. Bo serio - grupa kobiet porywa dziewczynę, po czym podczas marszu pozwala jej iść, niczym nie skrępowanej na szarym końcu i to pomimo próby ucieczki.
Przez pierwsze 150 - 200 stron powieści miałam wrażenie, że czytam wypracowanie kogoś z podstawówki. Język dość topory i prosty, momentami prymitywny. Często pojawiają się zdania w stylu: "Poszła tam... zrobiła to... wróciła do...", "Wstała, ubrała się, zjadła śniadanie". Naprawdę ciężko się to czytało, bo nie dość, że były mankamenty językowe to po prostu ta część była nudna i niewiele się działo.
Kolejny minus to używanie narracji pierwszoosobowej (wydarzenia poznajemy z perspektywy Jo i Amali) i wtrącanie tam sformułowań, które pasują do narracji trzecioosobowej, np. stwierdzenie, że za murem miasta coś się znajduje, ale jest niewidoczne czy zwrot, w stosunku do potrawy czy ubioru w kraju, gdzie Jo jest od kilku godzin, "tradycyjny", "zwyczajny". Ona po prostu nie mogła wiedzieć takich rzeczy.
W książce jest bardzo wiele błędów logicznych i nieścisłości, np. Jo najpierw stwierdza, że zna tylko kilka liter tarsyńskich, po czym biegle zapoznaje się z dokumentami w tym języku, by kilkaset stron później uczyć się tego języka, bo nie zna żadnej litery alfabetu; czy pytanie " Czy nie bolą was tyłki od końskich grzbietów?" podczas, gdy podróż odbywa się tsynką (rodzaj powozu) zaprzęgniętą w wendony (zwierzę pociągowe podobne do lamy). Oraz mój osobisty faworyt tej powieści: "Dzięki, ledwie żyję - odpowiedział z wdzięcznością Miętus" (str. 398). Miętus to koń. Ani wcześniej, ani później żadne że zwierząt nie mówi. A to zdanie nie jest w żaden sposób skomentowane...
Kolejny mankament powieści to sprawy seksu. O marce Jo już pisałam, niestety nie była ona wyjątkiem. Mężczyźni traktowani są instrumentalnie, momentami jak bezwolne zabawki. Jest dla przykładu scena, gdy jedna z kobiet podchodzi do pięciu młodych mężczyzn wybiera tego, który ją interesuje i zaciąga w krzaki! A jeśli chodzi o Jo i seks to jej zachowanie w mojej ocenie nie dość, że było żenujące to ona po prostu tych mężczyzn molestuje! Naprawdę po to potrzebny był nam świat, w którym to kobiety mają rolę nadrzędną, by uwidocznić najgorsze cechy obu płci i dać je kobietom? Co innego w moim odczuciu jest ukazanie pewnej swobody i wolności seksualnej, a co innego gwałt na mężczyźnie.
Przykładów błędów i mankamentów powieści jest więcej, ale nie chcę jeszcze bardziej spoilerować (chociaż mam nadzieję, że z samej fabuły nie zdradziłam zbyt wiele). Teraz pytanie czy są jakieś plusy? Są. Ale niewielkie. Takie plusiki, które pojawiają się co jakiś czas, ale przy ponad 600 stronach książki mogą umknąć.
Po pierwsze spodobała mi się koncepcja. Autorka stworzyła cały świat na nowo, na początku mamy mapkę wszystkich krain, zaznaczone są miasta, można więc prześledzić wędrówkę zarówno Jo jak i Amary. Po drugie druga część książki napisana jest już ciekawszym i bogatszym językiem. Po trzecie pisarkawzorowała się na historii średniowiecznej Europy i Azji, więc można znaleźć kilka ciekawych odwołań.
Dobra, poddaję się. Więcej plusów nie znajdę, bo książka mi się zwyczajnie nie podobała. Miała olbrzymi potencjał, ale został on zupełnie zmarnowany. Myślę, że gdyby powieść skrócić o jedną trzecią i porządnie nad nią popracować byłaby całkiem przyjemną lekturą. A tutaj miałam wrażenie, że ani autorce, ani redaktorce nie chciało jej się czytać i poświęcić jej czas i uwagę.
Fantastyki jest niewiele. Ot, kobiety noszą spodnie i walczą, a mężczyźni w sukienkach zajmują się dziećmi. Jest jeszcze kilka zwierząt czy roślin, których nie ma w naszym świecie. I to wszystko. Aż szkoda, że pisarka wymyśliła cały świat, a potem tak niewiele umiała przekazać czytelnikowi.
Uciążliwe w książce było umieszczenie przez wydawnictwo słowniczka pojęć na końcu powieści i to w porządku alfabetycznym. Rozumiem intencję, ale dla mnie sprawdzanie pojęć jest bardziej przejrzyste i mniej wybija z rytmu, gdy przypis znajduje się na stronie, której dotyczy. Szczególnie, że były to mało istotne definicje, nie mające wpływu na fabułę.
Podsumowując dla mnie, osoby wyczulonej na błędy fabularne i logiczne czytanie "Świat według Jo" budziło irytację i odbierało radość z lektury. Bo o ile jestem w stanie przeczytać książkę, która mało mnie interesuje i nawet znaleźć w niej jakieś plusy, o tyle książka nudna i niedopracowana przekracza moje możliwości. Niestety powieść Ewy Zienkiewicz była jedną z najgorszych jakie przeczytałam w życiu.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl