Muszę ze wstydem przyznać, że Świat króla Artura. Maladie. jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością tego autora, ale już uspokajam, że z pewnością nie ostatnim.
Książka, jest podzielona na dwie, zupełnie różne, części, więc ja również skupię się na każdej oddzielnie. Pierwsza z nich to esej o Rycerzach Okrągłego Stołu. Muszę przyznać, że zostałam tu bardzo mile zaskoczona, spodziewałam się nudnego naukowego dzieła, a dostałam ciekawe, zabawne przedstawienie postaci, miejsc i wydarzeń występujących w legendzie o królu Arturze. Jestem pełna podziwu dla autora, że chciało mu się zebrać to wszystko do kupy i przedstawić w taki sposób, by zainteresowało też zwykłego czytelnika. Wreszcie mamy okazję dowiedzieć się, co w tej historii jest prawdą, a co wymysłem twórców, a to wszystko z uśmiechem na ustach.
Tak rodziła się tradycja, która towarzyszy ludzkości do dzisiaj: niecywilizowanych, którzy mordują, należy w cywilizowany sposób wymordować. Niech żyje cywilizacja.*
Niektórych może odstraszyć spora liczba nazw prawie nie do wypowiedzenia, przyznam się, że gdy w jednym akapicie było za dużo takich słów, wyłączałam się, nawet nie próbując zrozumieć, co czytam. Oczywiście nie jest to wina autora, jednak muszę zaliczyć to do wad.
Całość prezentuje się bardzo interesująco i w najmniejszym stopniu nie przypomina naukowego dzieła.
Druga część to mikropowieść Maladie - choroba. Ta historia, pomimo zaledwie 44 stron, zapada w pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć tak szybko. Jest oparta na znanej wszystkim historii o Tristanie i Izoldzie, jednak wyjątkowo skupia się nie na tej dwójce, lcz na innej parze drugoplanowych bohaterów - Morholcie i Branwen.
-To straszna choroba, ta miłość - ciągnęła Branwen. - La maladie, jak mówią ci z poludnia, z głębi lądu. La maladie d'espoir, choroba nadziei. Samolubne zaślepienie, czyniące krzywdę wszystkim dookoła.*
Nasza dwójka czuje, że jest tylko dodatkiem do legendy o wielkiej, nieszczęśliwej miłości. Na początku oboje przyjmują to z rezygnacją, ale zakochują się w sobie i przestają być obojętni. Nie chcą wsiąść jeszcze raz na łódź bez steru, poddać się losowi. Pragną stworzyć swoją własną historię...
Wiedziała, że przysłano nas do Carhaing, byśmy uratowali legendę. I zrobiliśmy to. Najpewniejszym sposobem. Zaczynając nową.*
Nie jest to lekka lektura. Autor w umiejętny sposób przekazał tyle rzeczy na tak małej ilości stron, za co podziwiam go ze szczerego serca. Gdy skończyłam, czułam się trochę otumaniona, zresztą nadal mi to nie minęło. Tyle różnych myśli przemknęło mi przez głowę podczas czytania i z pewnością chwile, które poświęciłam dla Maladie nie były stracone. Często nie potrafiłam zrozumieć, co autor miał na myśli, ale mam nadzieję, że kiedyś, gdy będę starsza i sięgnę jeszcze raz po tą historię, wszystko stanie się dla mnie jasne.
I wówczas, wierzcie lub nie, zrozumiałem, że pachnąca jabłkami łódź bez steru odpływa od brzegu. Bez nas. Bez Morholta z Ulsteru. Bez Branwen z Kornwalii. Ale nie pusta.*
Będzie to wspaniała książka, nie tylko dla fanów Andrzeja Sapkowskiego, bądź Rycerzy Okrągłego Stołu. Ja po takim początku z pewnością sięgnę po sagę o Wiedźminie i inne książki tego autora.
*Cytaty pochodzą z książki Andrzeja Sapkowskiego "Świat króla Artura. Maladie."