„Nieważne, czy jesteś mądra czy głupia,
Czyś biedna czy bogata.
Taka już dola kobiety na tym świecie,
Że facet nią pomiata,
I gdy kobietą się rodzisz,
Czeka cię życie pełne krzywd.
Będziesz deptana,
Okłamywana,
Zdradzana
I traktowana jak zupełne nic.”
Sandy Poesy, „Born a Woman”
Najpierw dzieje się to w Hawajach, później w Australii, aby następnie obiegło cały świat – tajemnicza śpiączka zwana „aurorą”. Zapadają na nią jedynie kobiety, otoczone czymś w rodzaju kokonu. Nie można ich zbudzić, nie można też w jakikolwiek sposób uratować. Skąd się wzięła? Naukowcy bezskutecznie próbują odpowiedzieć na to pytanie, by znaleźć antidotum.
Dooling, w zakładzie karnym dla kobiet dochodzi do zamieszek. Osadzone chcą się bronić przed snem najlepiej jak potrafią. Jednak czy można uniknąć tego, co nieuchronne? W tym samym czasie do zakładu przybywa kobieta podejrzana o zabójstwo. Nic o niej nie wiadomo, oprócz tego, że ma na imię Evie i jako jedyna nie zapada w aurorę.
Zamieszki, rozróby i wielka metamorfoza całego społeczeństwa. Czyste szaleństwo. Mężczyźni robią wszystko, aby obronić swoje kobiety przed tą tajemniczą, nieznaną chorobą. One zaś, łamiąc wszystkie zasady, pragną jedynie dalej żyć. Coraz większe grono kobiet zasypia, a te nieliczne, które pozostały, trzymają się resztkami sił. Szpitale są przepełnione, domy zaś pozbawione swoich gospodyń. Panika sieje zniszczenie. Bo jak można dalej żyć w świecie bez kobiet?
Kiedy więc na jaw wychodzi, że tajemnicza, piękna więźniarka jako jedyna nie zapadła na tę chorobę, grupa zdesperowanych ochotników na czele z porywczym Frankiem zrobią wszystko, aby dorwać ją w swoje ręce. Wkrótce szykuje się szturm na więzienie, a w nim garstka ludzi, którzy są gotowi oddać życie w obronie nieznanej kobiety.
Czy to ona jest odpowiedzialna za tę nieznaną chorobę? Co zrobić, by kobiety z powrotem wróciły? I czy one będą tego w równym stopniu pragnęły?
„Nasze miejsce nie było utopią. Były łzy, niejedna kłótnia, a pierwszego lata, nawet rozszerzone samobójstwa, które wstrząsnęły wszystkimi, głównie dlatego, że nie miały najmniejszego sensu.”
Ładny czas temu dowiedziałam się o tej powieści, wspólnie napisanej przez panów King. Nie żartując, zachłysnęłam się ich pomysłem i czekałam odliczając każdego dnia do premiery.
Moje pierwsze wrażenie było - „łał”, aby potem przejść „o w mordę”… mogłabym teraz wymieniać dalej synonimy opisujące moją podnietę, ale przekaz jest jasny – kocham, kocham i jeszcze raz to samo. Były momenty, w których ubawiłam się do łez, czasem też, choć zasadnie, wkurzałam zaciskając pięści na niektóre szowinistyczne teksty. Jednak w dużej mierze, zaczęłam się wspaniale odnajdywać w tym fikcyjnym świecie (Chociaż zaznaczę wyraźnie – nienawidzę ciem).
Rozwinięcie troszkę mnie rozczarowało. Po niesamowitym początku, liczyłam na odrobinę więcej. Nie wiem z czego to wynika, może miałam troszkę inną wizję od autorów? A może nie spodobała mi się ich alternatywa? I mogę tak dalej
w nieskończoność snuć beznadziejne domysły. Z czasem też, zaczęło się robić poważniej. Więc już nie było mowy o szczerzeniu zębów, jak kretynka do książki i o odpowiadaniu na niewygodne pytania, ludzi, którzy zastali cię z taką kretyńską miną. (I tak, nie jestem normalna śmiejąc się z horroru).
Zakończenie jednak wszystko zmieniło. Niesamowita akcja, realnie przedstawiona wizja niszczycielskiego świata bez kobiet i pożegnanie się z bohaterami, w jakże ludzki sposób! Nie mamy tu styczności z kolejną, przewidywalną, sprzedającą nam te wszystkie gadki o człowieczeństwie historią, by następnie zakończenie było jej ironią. O nie! To wspaniale, zaskakująco ludzka powieść niezwykle utalentowanego duetu – ojciec i syn.