Opowiadania Heringa, który był świadkiem Zagłady, zostały napisane tuż po wojnie i mają charakter na wpół reporterski, autor opowiada o tym co widział i słyszał. Co ciekawe, w 1947r. trafiły do lektur szkolnych ale bardzo szybko z nich zniknęły. Sam Ludwik Hering jest obecnie zupełnie zapomniany, nie ma nawet hasła w Wikipedii. A w posłowiu Ludmiły Murawskiej-Peju wyczytałem, że był ważną postacią w powojennym życiu artystycznym, m.in. mistrzem Mirona Białoszewskiego.
Same opowiadania są porażającym świadectwem czasów pogardy, czasów gdy jeden człowiek traktował drugiego jak szczura czy karalucha, systematycznie głodził na śmierć i zabijał. Więcej, zbrodniarz napawał się swoją zbrodnią, bawił się z ofiarą jak kot z myszką. Wstrząsająca lektura.
Maluje oto Hering portret ośmioletniego chłopca, który codziennie wychodzi z getta żeby wyżebrać jedzenie dla swojej rodziny, jest jej jedynym żywicielem. Mówi: „Najważniejsze, żeby nie spuchnąć – bo to już koniec. A żeby nie spuchnąć, trzeba choć raz na dzień zjeść. A za co kupić, jak u nas już wszystko sprzedane?” I dalej: „Najwięcej to się boję w getcie, jak jest ciemno, żeby nie wejść na trupa. Jak jest przykryty papierem, to z daleka widać – a tak to nie”. Trudno to spokojnie czytać.
Opowieści Heringa, znakomite artystycznie, stawiają go w jednym rzędzie z innymi wybitnymi kronikarzami czasów pogardy: Nałkowską, Borowskim czy Hanną Krall. Dlaczego zatem zostały wykreślone z kanonu? Bo nie przedstawiają historii rodem z podręczników, nie są politycznie poprawne i idą w poprzek obecnej polityki historycznej. No pewnie, gość, który to pisał w 1945-6 roku, musiał kłamać, a teraz to znamy obiektywną prawdę. Orwell się kłania...
Pokazuje bowiem Hering całą gamę reakcji świadków tej zbrodni, wtedy ludzie poddani są próbie, jak mówi poetka: 'jesteśmy tyle warci, ile nas sprawdzono', no i z jednych wychodzą bydlęta, inni zachowują przyzwoitość. Mamy tu opowieści o postawie granatowych policjantów, strażaków, przytoczone opinie zwykłych ludzi, wstrząsające...
Tli we mnie głuche poczucie, że te potworne czasy mogą wrócić, chociaż mam głęboką nadzieję, że się mylę. Już teraz różni politycy i inni 'liderzy opinii' dopuszczają czy usprawiedliwiają przemoc fizyczną, jako metodę 'dyskusji' z ludźmi o odmiennych poglądach. Dehumanizuje się też przeciwników politycznych, czy ludzi od nas jakoś odmiennych. Atmosfera gęstnieje na przykład czytam na murach mojego miasta napisy 'śmierć wrogom ojczyzny' i ciarki mnie przechodzą. Tak to się zaczynało w latach 30. a potem wiadomo jak się skończyło.
Wspaniała, wstrząsająca proza.