Po tej książce spodziewałem się czegoś pokroju "Kodu Leonarda da Vinci" lub coś a'la czytany ostatnio przeze mnie "Pierścień Borgiów", czyli pozycje określane ogólnie mianem historical-fiction. W końcu zaczepianie o postać biblijną, w jakiś sposób zobowiązuje. Przeczytałem całość, zdziwiłem się i 'całkowicie' się zawiodłem. Pozytywnie zawiodłem.
Rainer M. Shröder w Niemczech jest już uznanym pisarzem i jego książki nie przechodzą tam bez echa. To taki człowiek renesansu w wersji współczesnej. Studiował i pracował w różnych kierunkach, ale ostatecznie poświęcił się pisarstwu. W swoich książkach nadal pozostaje wszechstronny. W Polsce jest dużo gorzej ze znajomością pana Shrödera, ale wydawnictwo Telbit zdecydowało się na śmiały krok wydając dosyć świeżą produkcję, za granicą już wychwalaną, a u nas jeszcze całkiem nie znaną. Dlaczego akurat ta pozycja? Jest w pewnym sensie 'oryginalna'.
Historia dzieje się (wg mnie, wyjątkowo) nie współcześnie, a na przełomie stuleci, konkretnie w 1899 roku. Czwórka początkowo obcych sobie ludzi wyrusza na poszukiwanie zaginionych rękopisów, które według dostępnych poszlak mają zawierać tekst Ewangelii Judasza. Nie są jeszcze tego świadomi, ale będą podróżować przez całą Europę i jeszcze dalej, na każdym kroku zmagając się z przeciwnościami losu, ale przede wszystkim z trudnymi i niezwykle różnorodnymi szyframi i kodami. Można by rzec, że każdy nowy dzień ich podróży to nowa zagadka do rozszyfrowania. Na dodatek każdy z nich obfituje w niemałe niespodzianki. Co gorsza, od błyskotliwości i sprawności w kryptografii uczestników wyprawy, zależy bezpośrednio czy będzie miała ona swój ciąg dalszy i gdzie będzie następny przystanek.
W toku fabuły bohaterowie spotykają wiele znanych gronu czytelników postaci, jak np. Hercules Poirot, Abraham van Helsing czy hrabia Dracula. Odwiedzają pokryte śniegiem góry Transylwanii, podróżują ekskluzywnym Orient Ekspresem, zagłębiają się w ruiny dawnych świątyń, a nawet płyną łodzią podwodną. Świat realny dyskretnie przeplata się z fikcją literacką. Chyba tylko z pomocą porządnej encyklopedii możliwe jest rozróżnienie co jest prawdą, a co wymysłem autora. Świetną zabawą staje się nie tylko samo zagłębianie się w fabułę, ale też jej analiza. Dobry sposób na uczenie się historii.
Nie wiem, czy takie było zamierzenie, czy wyszło przypadkiem, ale wszystko wskazuje na to, że nie jest to powieść z kategorii historical-fiction (jak umieszczana jest we wszystkich znanych mi księgarniach), a raczej typowo przygodowa. Z takimi pozycjami jak "Kod Leonarda da Vinci" czy "Zaginiony symbol" ma tyle wspólnego, że chodzi tu o bardzo stary przedmiot i gdzieś tam przewija się wątek wolnomularzy. Niezwykle blisko za to jest tej historii np. do powieści "W 80 dni dookoła świata" czy kilku innych książek autorstwa Juliusza Verne'a. Czasem można również zauważyć pewne podobieństwa do historii z Indianą Jones'em. Sednem fabuły nie jest odnalezienie bezcennego rękopisu, ale masa wydarzeń składających się na samo jego poszukiwanie. Czytelnik razem z bohaterami rozwiązuje kolejne łamigłówki, i trzeba przyznać, że to naprawdę wciąga.
Wielkim plusem powieści jest wręcz pedantyczna dbałość autora o szczegóły. Przedstawiony świat jest jak najbardziej odwzorowaniem realiów przełomu XIX i XX wieku. Zostały dokładnie scharakteryzowane chociażby ubiory, zachowanie i cała etykieta, nieodłączna dla ówczesnych Europejczyków. Do tego szczegółowe opisy wszystkich ważnych lokacji i całej specyficznej obyczajowości ich mieszkańców. Mało? Każdy z bohaterów używa odmiennego, charakterystycznego dla siebie słownictwa oraz zestawu indywidualnych zwrotów i powiedzonek. Każda zagadka, każdy szyfr i kod jest inny, niepodobny do pozostałych, z różnych zakątków świata.
Jest może jeden minus książki. Mianowicie, wątek miłosny. Jest takowy, bo bez niego chyba się żadna książka nie może obejść. Ale wydaje się być wciśnięty na siłę. Jest to wątek poboczny, niezwykle lakoniczny, a przede wszystkim drętwy. To były chyba jedyne akapity, po których starałem się jak najszybciej prześlizgnąć tylko wzrokiem.
Czy książka zasługuje na uwagę. Zdecydowanie tak, o ile trafi na podatny grunt. To swoista mieszanka powieści historycznej, kryminału, książek przygodowo-podróżniczych i takich o tematyce około-religijnej. Potencjalny czytelnik szukający jakiejś teorii spiskowej z początkiem w zamierzchłej przeszłości może nie być zadowolony z takiego rodzynka. To lektura dla potencjalnych fanów Indiany Jonesa i Phileas'a Fogga. Ten drugi odbył swoją podróż dookoła świata ledwo 50 lat wcześniej, więc pewne podobieństwo jest nie od rzeczy :)