"Diabeł się tylko uśmiechnął"to kolejny udany debiut, który wylądował w moich rękach. Co prawda przeczytanie tej książki zajęło mi kilka dni, ale to dlatego, że trzecioosobowa forma narracji zawsze mnie spowalnia. Nie mniej, wcale nie przekłada się to jakoś szczególnie na odbiór tej pozycji. Powieść czytało się naprawdę z dużym zainteresowaniem, pod warunkiem, że nic mnie nie rozpraszało.
Życie Anny nie jest i nie było usłane różami. Właśnie straciła pracę w Paradise Hotel, dodatkowo posługuje się fałszywą tożsamością, a żeby problemów było mało, to nielegalnie zaciągnięty dług ściąga jej sen z powiek.. Wracając do domu,spotyka pewnego gbura, który w chamski sposób wyrzuca ją z windy. W tym samym czasie Christopher Brank oraz Jeremy Stoleman zostają zaangażowani w śledztwo dotyczące morderstwa mężczyzny, który był kluczowym świadkiem w sprawie nielegalnego handlu bronią. Jednak przesłuchanie ludzi nie wnosi nic nowego do sprawy. Każda osoba posiada niepodważalne alibi, a jak na złość morderca nie pozostawił po sobie żadnych śladów.. Wszystko kompiluje fakt, że właściciel Paradise Hotel jest bratem Ricka Freekraina, który uchodzi za nieuchwytnego i przebiegłego mordercę.
To, co się działo w tej książce, zasługuje na miano jednego, wielkiego Misz- Maszu. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dodajmy dobrze poprowadzone wątki kryminalne ze szczyptą romansu, dodatkowo doprawione i podkręcone elementami sensacji. Historia przedstawiona w lekturze jest nie tylko wielowątkowa, ale prowadzona dwutorowo- z jednej strony poznajemy historię Anny, która ma swoje za uszami, a z drugiej zostajemy zaangażowani w śledztwo, które dotyczy tajemniczego zabójstwa. Autorka zaprasza nas w świat, w którym nie do końca wszystko rozgrywa się fair. Jest nielegalny handel bronią, narkotyki, prostytutki, morderstwo, śledztwo i goniąca przeszłość. Jednym słowem jest tego dużo, tak samo, jak wątków, które nie do końca zostały jeszcze wyjaśnione. Czasem się gubiłam, lecz po chwili wracałam na odpowiednie tory. Z racji tego, że jest to pierwsza część trylogii, liczę na to, że w kolejnych tomach, autorka rozwinie te wątki. Historia przedstawiona przez Sylwię jest nietuzinkowa, zaskakująca. Dodatkowo wszystko owiane jest tajemnicą, a do samego końca nie jesteśmy w stanie odkryć prawdy (przynajmniej ja nie umiałam). Napięcie towarzyszy nam już od pierwszych stron i wcale nie opada. Przez całą książkę miałam ciary na ciele, a to się zdarza u mnie naprawdę rzadko. Dialogi świetnie skonstruowane, a opis postaci na naprawdę dobrym poziomie. Autorka poświeciła sporo czasu na wykreowanie każdej postaci, nie tylko głównej, ale i pobocznej. Każda z tych osób wyróżniała się swoim indywidualnym charakterem. Głowna bohaterka, choć nie do końca przypadła mi go gustu, to zdobyła u mnie plusa za cięty język- to jest coś,co uwielbiam w książkach. Dialogi dodatkowo nadawały dramatyzmu i podkręcały całą lekturę, dzięki czemu jej odbiór nie mógł być inny niż pozytywny. Klimatu książce nadaje również mroczna, tajemnicza okładka, w stonowanych kolorach, a tytuł jest adekwatny do treści. No i zakończenie, o którym nie sposób nie wspomnieć. Seriously ?! Dobrze, że nikogo pod ręką nie miałam, bo zarobiłby tą książką. O 2 w nocy wylądowała z wielkim hukiem na ścianie, nie mogłam na nią patrzeć, byłam tak zdenerwowana, zła, oburzona.. No nie tak sobie go wyobrażałam..
Podsumowując, czy mimo formy narracji w trzeciej osobie, książka przypadła mi do gustu? TAK. Czy mogłabym ją polecić ? TAK. Czy będzie to jeden z moich ulubionych debiutów ? TAK. Czy czekam na więcej ? TAK. 4 x na TAK, przechodzi Pani dalej !