Wcześniej przeczytałam Magiczną ranę i bardzo mnie ta książka rozczarowała. Nawet napisałam pełną jadu recenzję, którą uznałam za podminowaną emocjami do tego stopnia, że ją usunęłam. Teraz przeczytałam Magiczną ranę ponownie (jak dobrze, że to jest tak krótkie...) i podeszłam do tematu z większym dystansem. Wnioski?
Mamy nad Wisłą taki trend. Co poniektórzy pisarze jadą bez trzymanki po krainie nihilizmu i dokonują rzekomo bezwzględnych obserwacji problemów współczesnych Polaków. Zacznijmy od tego, że te obserwacje niczego nowego nie dotyczą. To jasne dla normalnego człowieka, który żyje poza skorupką, w której lubią zamykać się bieda-intelektualiści RP. To do nich zdaje się skierowana Magiczna rana, uwypuklając wszystko, co najgorsze w życiu. I wyłazi z tego obraz rzeczywistości tak wypaczony, tak mocno odrealniony, że aż trudno traktować go na serio. Niestety, to nie jest satyra ani groteska. To nie jest dowcip. To wbicie maczety w ul, żeby wk...ić pszczoły. Im większy zamach, tym lepiej. Najważniejsza zaleta sztuki, rzekłby zapewne jakiś bieda-intelektualista z Żoliborza, pacnąwszy plackiem przed autorką, żeby jej trzewiki ucałować za tak wnikliwe i mega potrzebna światu dzieło.
Pani Masłowska nic a nic się przy tym nie ogranicza. Daje bohaterom swoich opowiadań możliwość wulgarnego wymiotowania na wszystko, co ich otacza. Cierpią emeryci, youtuberzy, twórcy reklam, przedsiębiorcze kobiety na Mokotowie czy też bogu ducha winni grabarze. Cierpią geopolitycznie upośledzeni artyści z Bałkanów. Cierpią przedstawiciele Zachodu ze skłonnością do obsesyjnego segregowania odpadów. A najgorsze w tym jest to, że takie obrzydzenie rzeczywistością i wylewanie na ludzi kwasu żołądkowego, jak sądzę, obnaża nie rzeczywistość, lecz samą Dorotę Masłowską i jej osobiste wrażenia z życia. Strasznie mi jej żal. O, jak bardzo mi tej kobiety żal...
Za co aż 3 gwiazdki? Choć uważam Magiczną ranę za zbiór opowiadań żenujących, nie mogę podważyć sprawności językowej pani autorki. Umie bawić się polszczyzną, fakt. Ale to za mało, aby móc traktować tę pozycję za dzieło będące czymś więcej niż stymulantem kontrowersji po próżnicy. Na pokaz to wszystko. Ku chwale maczety i poklasków, bo przecież Masłowską oklaskiwać trzeba, czyż nie?