„Pierwsze zdanie podobno jest najważniejsze. (…) Powinno być zaskakujące, intrygujące, a może zabawne… Po pierwszym zdaniu czytelnik odkrywa, z czym ma do czynienia. Nieraz to ono decyduje, czy powinien dalej w to brnąć. Czy warto wkroczyć w świat wykreowany przez autora? Czy pisarz jest w stanie opowiedzieć mu historię, która na chwilę stanie się jego historią? (…) jakie powinno być to pierwsze zdanie?”
Takimi słowami pan Tomasz Kowaluk- Łukasiewicz rozpoczyna swoją pierwszą powieść. Muszę przyznać, że właśnie tym wstępem mnie ujął. Gdybym sama miała napisać książkę miałabym dokładnie ten sam problem: jak zacząć, żeby zrobić na czytelniku możliwie najlepsze wrażenie, zachęcić go do dalszego czytania, zaintrygować? I muszę przyznać, że w tym przepadku autorowi udało się mnie zaciekawić.
Myślę, że każdy z nas miał w życiu taki moment, kiedy wspominał „stare, dobre czasy”. Czasy, kiedy chodziło się do szkoły i miało przyjaciół, którzy wydawali się być na całe życie. Później nieoczekiwanie każdy poszedł w swoją stronę i wiele z tych wielkich przyjaźni z młodości nie przetrwało próby czasu. Gdy po latach zastanawiamy się, dlaczego tak się stało, często nie znajdujemy odpowiedzi. Jesteśmy jednak ciekawi, co dzieje się z dawno niewidzianymi znajomymi, jak potoczyło się ich życie, czy spełnili swoje marzenia. W końcu wcześniej, czy później ktoś wpada na pomysł zorganizowania spotkania klasowego i właśnie na takim spotkaniu poznajemy Marka Zarębę- głównego bohatera książki.
Na początku każdy czuje się trochę nieswojo, ale po kilku kieliszkach atmosfera robi zupełnie inna. Rozpoczyna się rozpamiętywanie dawnych czasów, powracają wspomnienia. Nagle zaczynają wychodzić na jaw sprawy, o których każdy wolałby zapomnieć. Marek, podobnie jak pozostali jego koledzy, przez te wszystkie lata zajmował się mozolnym budowaniem swojej kariery, założył rodzinę. Do pewnych wydarzeń z przeszłości nie miał ochoty wracać. Spotkanie klasowe wydobyło jednak na światło dzienne pewną nieprzyjemna sprawę. Okazało się, że ktoś z klasy Marka donosił milicji w okresie PRL-u w wyniku czego jeden z jego najlepszych przyjaciół został wyrzucony ze szkoły tuż przed maturą. Szybko też wychodzi na jaw, że wiele osób podejrzewa, że to Marek był owym donosicielem.
Bohater postanawia rozpocząć własne śledztwo i odkryć, kim był prawdziwy zdrajca. Powoli wydobywa z pamięci strzępy wspomnień, próbuje ułożyć wszystkie informacje w logiczną całość, ale rozwiązanie zagadki nie jest takie proste. Rozmowy z kolegami i wspomnienie szkolnej miłości powoli nasuwają Markowi pewne podejrzenia, jednak ciągle brakuje dowodów. W końcu Zaręba wpada na pewien pomysł, który pomoże mu zdemaskować donosiciela. Czy uda mu się odkryć prawdę po tylu latach? Czy znając ją poczuje się lepiej?
Książkę czyta się bardzo szybko. Napisana jest przystępnym językiem. Pomimo licznych retrospekcji, czytelnik nie powinien mieć najmniejszego problemu ze zrozumieniem treści. Chociaż książka porusza dosyć trudny temat, miejscami autor wykazał się świetnym poczuciem humoru. W doskonały sposób oddał klimat czasów PRL-u. Opisaną przez siebie historią skłania czytelnika do refleksji nad tym, czy warto wracać do przeszłości i podejmować próby rozliczenia się z nią. Czy warto zaryzykować odkrycie niewygodnej prawdy? Czasem może wydać się zaskakujące jak nasze decyzje wpłynęły na życie innych osób, ale czy jesteśmy gotowi, żeby zmierzyć się z tym faktem?