Kiedy otworzyłam paczkę od wydawnictwa i wzięłam do ręki tę małą książkę w śliskiej, połyskującej oprawie miałam mieszane uczucia. Nie jestem wielbicielką okresu PRL-u (na lekcjach historii zawsze w dziwny sposób owy okres zostawał pobieżnie omawiany, albo po prostu pomijany), więc stąd lekkie zmieszanie powieścią. Długo zabierałam się do "Strzępów", ale w końcu znalazłam dla nich czasy i... Nie rozczarowałam się.
Pewnie większość z was była na imprezie z cyklu: „spotkanie z dawną klasą”. Ja nigdy nie brałam w czymś takim udziału, bo nie integrowałam się z kolegami i koleżankami ze szkoły. Wolałam spędzać czas wolny w domu, najlepiej w towarzystwie dobrej książki. Jednak, z tego co słyszałam, podczas takich spotkań często na jaw wychodzą jakieś niewyjaśnione sprawy czy sekrety, które ujawniają się dopiero po latach.
Głównym bohaterem powieści jest Marek Zaręba, którego poznajemy właśnie podczas takiego spotkania po latach z dawnymi kolegami i koleżankami z klasy. Wieczór, który miał być wieczorem wspomnień mocno namiesza w spokojnym, cichym życiu Zaręby.
Marek, pochłonięty rozwojem swojej kariery zawodowej i rodzinnym szczęściem nie rozpamiętuje wydarzeń ze szkolnych lat. Po co, skoro to już przeszłość? Jednak dawno niewidziani koledzy i kilka pozornie niewinnych wypowiedzi sprawia, że wspomnienia z przeszłości, już dawno zatarte w pamięci bohatera zaczynają nabierać barw. Marek postanawia stawić czoło wyjaśnieniu pewnej sprawy, która swojego czasu była tematem numer jeden w jego szkole.
Zaręba przypadkowo dowiaduje się, że ktoś z jego klasy donosił na milicji. Ofiarą takiego donosu staje się jego najlepszy przyjaciel i partner w konspiracji, Robert, który zostaje aresztowany i automatycznie wyrzucony ze szkoły. Nawet teraz, po dwudziestu latach, nikt nie wie, kto tak naprawdę jest owym „życzliwym”, ale to nie koniec. Wszyscy uważają, że donosicielem jest nie kto inny tylko... Zaręba, ponieważ jako jedyny nie został aresztowany przez milicję.
Marek postanawia podjąć swoje małe, prywatne śledztwo, które nie dość, że rozpala w nim dawne wspomnienia i emocje, to jeszcze pozwala na odkrycie, kto tak naprawdę jest zdrajcą i kto odpowiada za osadzenie Roberta w areszcie.
Powieść „Strzępy” jest lekturą w sam raz na wakacje. Fabuła jest prosta, ale nienużąca, wręcz przeciwnie, przyjemnie wciąga i w połowie powieści nawet trzyma w napięciu. Jedynym zgrzytem, który doprowadzał mnie do pasji były długie retrospekcje z życia nastoletniego Marka i jego przyjaciół. Dialogi wypowiadane przez nastolatków były nad wyraz poważne i sztywne, a opisy „mokrych, namiętnych pocałunków” i schadzek z dziewczyną najlepszego przyjaciela mocno mnie gorszyły. Owe retrospekcje ratują tylko i wyłącznie sytuacje, które autor zaklął w urocze, humorystyczne opowieści.
Powieść polecam czytelnikom, którzy lubią zagadki i śledztwa niekoniecznie z trupem w tle.