Pomysł książki był prosty: John Brockman zadał pytanie o niebezpieczne idee czołowym naukowcom amerykańskim. No i dostaliśmy wysyp koncepcji, teorii, pomysłów... Mimo tego, że książka została wydana w 2006 r. wciąż pozostaje intelektualnie stymulującą lekturą. Spośród bardzo wielu ideii w niej zawartych, wymieniam te, które najbardziej mnie uderzyły i sprowokowały do przemyśleń.
Pierwsza niebezpieczna idea (Paul Bloom, John Horgan, V.S.Ramachandran) mówi, że duszy ludzkiej, rozumianej jako coś nieśmiertelnego, coś, co istnieje niezależnie od mózgu, nie ma. A całe nasze świadome doświadczenie i poczucie tożsamości to wynik aktywności stu miliardów drobinek galaretowatej masy – neuronów, które składają się na nasz mózg; i to wszystko kończy się wraz ze śmiercią mózgu. W dzisiejszych czasach to właściwie już nie idea, to pewnik, wynikający z burzliwego rozwoju neuronauki. Zgadzam się z V.S. Ramachandranem, że nie poświęca się dostatecznej uwagi głębokim dylematom filozoficznym i moralnym, które pociąga za sobą ten pogląd, na przykład problemowi wolnej woli. Eric R. Kandel wręcz twierdzi, że wolna wola, rozumiana jako decydowanie o własnych działaniach, to tylko iluzja, racjonalizacja jakiej dokonujemy po fakcie. Ta niebezpieczna idea może mieć poważne implikacje moralne i prawne.
Inna niebezpieczna idea: grupy ludzi mogą się genetycznie różnić pod względem swych przeciętnych zdolności i temperamentu (Stephen Pinker): no właśnie, jeśli jedni ludzie genetycznie są przystosowani do szybszego biegania, to dlaczego inni nie mogą być genetycznie bardziej inteligentni? Są już poważne artykuły naukowe potwierdzające tę koncepcję, chyba nie muszę mówić, jak bardzo niebezpieczną...
Zaś Marc Hauser twierdzi, opierając się na własnych badaniach, że wiele sądów moralnych jest odpornych na zmienność kulturową i demograficzną, między innymi na wpływ religii, twierdzi on, że u podłoża tego uniwersalnego wzorca etycznego leży nasz ukształtowany ewolucyjnie instynkt moralny. Pogląd ten obala twierdzenie, że to religia jest źródłem moralności.
Daniel Goleman sądzi, że internet pogarsza jakość interakcji międzyludzkich, ponieważ w pewnych okolicznościach pozwala na uwolnienie destrukcyjnych emocji. Łączy się to z rozhamowaniem systemów mózgowych trzymających na wodzy najbardziej niesforne z naszych pragnień i popędów. To rozhamowanie łączy się z anonimowością i dystansem społecznym charakteryzującymi komunikację internetową, i prowadzi np. do agresywności w internecie, do wykonywania czynności seksualnych dla anonimowych odbiorców przed obiektywem kamery internetowej. Takich rzeczy nie robi się w świecie rzeczywistym. To cyberrozhamowanie jest najgroźniejsze dla ludzi młodych, którzy mogą mieć później zaburzone umiejętności hamowania impulsów.
Karl Sabbagh z kolei twierdzi, że nasz mózg nigdy nie będzie w stanie zrozumieć wszechświata, bo złożoność ludzkiego mózgu nie może się równać ze złożonością wszechświata. Nawet jeśli w pewnych obszarach jesteśmy na właściwej drodze, to jaką część wszystkiego, co jest do zrozumienia we wszechświecie, naprawdę rozumiemy? Może 50%, a może 5%? pyta Sabbagh.
A Daniel Hillis wręcz sądzi, że niektórych niebezpiecznych idei przedstawionych w książce nie należy upowszechniać (to jest jego niebezpieczna idea), mogą prowadzić bowiem do bardzo niedobrych następstw dla ludzkości: do wojen, cierpienia i chaosu. Jeszcze dalej idzie Seth Lloyd, który mówi, że najbardziej niebezpieczną ideą jest umiejętność tworzenie przez ludzi idei, bo pewnego dnia jedna z owych idei wywoła niezamierzony skutek – zniszczy wszystko co znamy.
Podałem tylko ułamek myśli z tej fascynującej książki, poza tym jest tam sporo rzeczy z fizyki i biologii, których nie łapię, bo się nie znam.
Polecam tę pozycję wszystkim osobom o otwartym umyśle, tym którzy chcą zrozumieć otaczający świat i nie boją się niebezpiecznych idei.