Czwarta po północy to czwarty tom opowiadań Stephena Kinga, wydany w roku 1990. W Polsce swoją premierę miał 8 lat później. King jest mistrzem nie tylko wielostronicowych powieści, ale także tych krótszych form. Ich minusem jest to, że niekiedy...są za krótkie i zostawiają niedosyt. Ale tylko niekiedy - King zwykle tworzy dosyć długie opowiadania, a z niektórych przy niewielkim urozmaiceniu na pewno można by stworzyć powieść. Dzięki temu pozwalają na pewne przyzwyczajenie się czytelników do bohaterów i wsiąknięcie w ich historię. Pisarz uwielbia także pozostawiać tych pierwszych w niepewności i rozstroju nerwowym, gdy opowiadanie zbliża się do końca - zawiera w nich całkiem podobną dawkę grozy, strachu i napięcia jak w powieściach, mimo, że musi mieć na uwadze skondensowaną fabułę i akcję. Na szczęście nie cierpią również przez nią ukształtowane postacie - absolutnie nie można twierdzić, że zostały pobieżnie skonstruowane i opisane po łebkach.
Ten zbiór zasługuje na drugie miejsce w moim prywatnym rankingu zbiorów opowiadań - pierwsze miejsce zajmują Marzenia i koszmary - przeczytałam je jako pierwsze i darzę wielkim sentymentem, mimo, że są stosunkowo krótkie i o wiele mniej rozbudowane niż te z Czwartej po północy.
Nie darzę taką samą sympatią wszystkich opowiadań z tego zbioru. Jako najsłabsze ogniwo wytypowałabym ostatnie opowiadanie pt. Polaroidowy pies. Jak najprościej spróbować wejść w posiadanie polaroidowego psa? Wystarczy obchodzić urodziny i tak jak nastoletni bohater opowiadania, dostać w prezencie aparat, który zdaje się przebywać we własnym świecie. Czemu? Ponieważ robi tylko jedno zdjęcie - psa. Psa, który z każdą kolejną fotografią zdaje się przesuwać coraz bliżej, jakby pragnął wydostać się z ograniczonej fotografii...Brzmi irracjonalnie? Bardzo, ale w świecie powieściowym Kinga wszystko jest możliwe. Wbrew powiedzieniu, że najlepsze zostawia się na deser, dla mnie opowiadanie nie doścignęło poprzeczki postawionej przez poprzednie. Uznałam je za przewidywalne i nie pociągające fabularnie jak inne, akcja wlokła się niemiłosiernie, aczkolwiek nastręczyły mnie rozmyślania na temat tego, co zrobiłabym, gdybym sama weszła w posiadanie takiego cuda? Natychmiastowo bym się go pozbyła, czy jednak z ciekawości robiłabym kolejne fotografie, aby sprawdzić, czy pies faktycznie przesuwa się coraz bliżej mnie? King nie raz, nie dwa opowiadał, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Czy bohater przestąpi go i pójdzie dalej? Przeczytajcie.
Teraz parę słów na temat opowiadania, któremu zarezerwowałam na podium pierwsze miejsce - to zdecydowanie Policjant biblioteczny. Przed rozpoczęciem czytania byłam niepewna tego opowiadania, tytuł brzmi dosyć komicznie. Jednak zostałam pozytywnie zaskoczona - King w tym długim opowiadaniu wykreował rozmaite, emocjonalne i wiarygodne postacie, zmagające się z kwestiami życiowymi, połączył ich węzłem skutkowo - przyczynowym i udekorował ramą grozy. Dzięki postaciom Ardelii Lortz i policjanta bibliotecznego wydobył z każdej postaci skrywany i tłamszony strach, sięgnął do zakamarków psychiki. Pokazał, co może oznaczać bycie wcielonym diabłem i słabą psychicznie istotą. Warto mieć w ręce Czwartą po północy nawet tylko dla tego opowiadania. Nie chcę się o nim bardziej rozpisywać, aby nie uszczknąć nic więcej na temat specyficznej biblioteki i najbardziej koszmarnej postaci - starej Ardelii...:)
Kolejne dwa i ostatnie już opowiadania zostały zekranizowane, a w Sekretnym oknie głównego bohatera zagrał Johnny Depp. Wobec faktu, że nie wszystkie ekranizacje twórczości Kinga dają radę sprostać szczegółowym fabułom i wymagającym fanom, ekranizacje Tajemniczego okna, tajemniczego ogrodu oraz Langolierów zasługują na mocne 7/10. Pierwsze opowiadanie traktuje o pisarzu Mortonie, który popada w obłęd i manię prześladowczą przez tajemniczego mężczyznę, oskarżającego Mortona o plagiat. Do Johna Spluwy nie docierają logiczne tłumaczenia, co sprawiało, że miałam ochotę wniknąć do opowiadania i mu przyłożyć w obronie pisarza. Zdaje nie cofnąć się przed niczym, aby udowodnić Mortonowi swoją "rację". Temu drugiemu natomiast cały czas rzucane są kłody pod nogi. Co wyniknie z tej przedziwnej sytuacji i czy ucierpi na tym tylko prześladowany, wyrwany z letargu w odosobnionym domu? Czy jest silny psychicznie, czy szybko się podda? Nie życzę nikomu spotkania takiego Johna.
W Langolierach przeniosłam się na pokład samolotu, na którym po licznej grupie pasażerów pozostało tylko kilku oraz plomby, zegarki, spinki do mankietów i...rozruszniki serca. Tylko część pasażerów ocalała i czułam się tak jak oni - zagubiona, niepewna i wystraszona. W nietypowej załodze pozostali m.in. licencjonowany pilot, ślepa dziewczynka mająca dar przeczuwania złych sytuacji i pracoholik, który popada w furię, ponieważ nie może zdążyć na umówione spotkanie...a tylko on zdaje się wiedzieć, co zagroziło rzeczywistemu światu. I nie wydaje się osobą zdrową na umyśle w stu procentach. Langoliery. Kim albo czym one są? Wydają z siebie rozległe i głośne buczenie, a razem z nimi w czerń przepada świat...Gdzie tymczasowo ocaleni będą podążać, czy uda im się nie kłócić między sobą i dojść w tej przerażającej sytuacji do jakiegokolwiek konsensusu?
Tę pozycję książkową polecam wszystkim lubiącym się po prostu bać, a także tym, których interesuje ludzka psychika. To lektura obowiązkowa dla lubiących twórczość Stephena Kinga i polecałabym pokusić się o nią już na samym początku. Każde opowiadanie jest poprzedzone rozmyślaniami Kinga na temat uczuć, jakie towarzyszyły mu przy pisaniu - wyjaśniał także, czemu ich się podjął oraz wskazał na łączności między bohaterami opowiadań a innych powieści.