Dziś opowiem Wam o słowiańskiej historii na którą napalilam się jak szczerbaty na suchary gdyż ja uwielbiam strzygi, leszych, poludnice i Kupałę. I przy tym moja wiedza o Slowianach jest ubozuchna więc jakże ja się ucieszyłam gdy autor we wstępie napisał o swoich badaniach i przygotowaniach, dużo czasu się tym tematem zajmował no i oddał w nasze ręce swoje dzieło. Ja ogólnie to latwowierna jestem, myślę jak on tak badał i rozmawiał z profesorami to na pewno się czegoś ciekawego dowiem.
"Dziękuję wszystkim za chęć dzielenia się swoją wiedzą: zarówno historykom przywiązanym do oficjalnego nurtu jak i rozmaitym poszukiwaczom prawdy alternatywnej".
To zakończenie wstępu. No muszę Wam powiedzieć że mnie zamurowalo. Bo cóż to jest prawda alternatywna? W najlepszym przypadku oksymoron, w najgorszym zaś herezja. Posłużę się tu prosciutkim przykładem: wszyscy znamy twierdzenie Pitagorasa, prawda? To o trójkącie. Czyli: a2+b2=c2
Prawda alternatywna dla tego twierdzenia wyrazi się podobnym wzorem gdzie przekreślimy znak równości. I co nam wyjdzie? Nieprawda czyli bzdura czyli gowno prawda.
I tym jest właśnie prawda alternatywna.
Myślę sobie, albo geniusz albo wręcz przeciwnie. Dlaczego geniusz? Bo pojęcie prawdy alternatywnej mogłoby funkcjonować tylko w jednej dziedzinie nauki. Mianowicie w fizyce cząstek elementarnych. I nigdzie indziej. Rzecz w tym że cząstki elementarne są elementarne. Czyli tyci tyci malusienkie. Dla tych co nie wiedzą jak małe podam nienaukowy przykład który jednak działa na wyobraźnię. Jeśli położymy sobie na stoliku cząstkę elementarna i ziarnko piasku to ziarnko będzie większe od tej cząstki tak jak Słońce jest większe od jabłka. Dlaczego o tym piszę? Bo jeżeli autor wyciągnął prawdę alternatywną i połączył z historią Słowian to znalazł wspólną płaszczyznę dla teorii względności i mechaniki kwantowej. A skoro tak to jest geniuszem.
Moje emocje są nie do opisania. Wreszcie! Dowiem się i mogę umrzeć. Czytam. Nie wierzę. Znowu czytam.
"Wszystkie kobiety czekały na coś, co miało nadejść".
"Nie wiedział ile czasu upłynęło, zanim ponownie otworzył oczy. Chwila, dzień albo cała wieczność. Nie miał wtedy jeszcze poczucia czasu".
"Ciemności zaciskały się jak konopny sznur na szyi skazańca".
A tu zabawna przypowiastka:
"Zaklął najszpetniej jak potrafił i rzucił
się do wody. Gdy był na środku rzeki o czymś sobie przypomniał. Przypomniał sobie, że nie umie pływać.
‒ O w dupę! ‒ powiedział i utonął".
Tu równie zabawny dialog:
‒ Coś ty mi do domu przyniósł?!
‒ Rybę ‒ wyjaśnił.
‒ No widzę, w dupę, że rybę, a nie sarnę! ‒ twarz Dobrawy zrobiła się sina. ‒ Tylko, w dupę, po co?
I już nie będę katować Was cytatami, jaki jest koń każdy wszak widzi.
Podsumowując:
Autor nie pokusił się nawet o lekką stylizację języka co po tak długich badaniach powinno mu samo się napisać. Historia którą poznajemy jest jak widać powyżej napisana koszmarnym językiem, w rzeczywistość przedstawiona nie wolno wierzyć, nie wolno jej nawet brać pod uwagę ze względu na prawdy alternatywne. Z innych zalet mogę wymienić wielkie piersi i dekolty. To bardzo niepotrzebna opowiastka jest.
Oj, byłabym zapomniała, za możliwość lektury bardzo dziękuję autorowi (Jarosław Prusiński ) oraz Iwonie Niezgodzie, organizatorce akcji promocyjnej.