Preston&Child stworzyli nową serię przygód młodej archeolożki Nory Kelly. „Stare kości” to pierwszy tom, a ja już wiem, że będę pierwsza w kolejce, by przeczytać kolejną część.
Jestem tą książką zachwycona. Dla mnie to idealne połączenie thrillera z przygodówką.
Świetnie się bawiłam, a czas nad lekturą zleciał nie wiadomo kiedy. To najlepsza oznaka tego, że ta książka jest dobra.
Cała fabuła opierała się na dwóch wątkach: pierwszy to wyprawa archeologiczna Nory i Cliva, odnalezienie Zaginionego Obozu i poszukiwanie skarbu sprzed ponad stu lat. Drugi wątek to dochodzenie agentki specjalnej Swanson, której szósty zmysł podpowiadał, że wszystkie odpowiedzi potrzebne do zamknięcia dochodzenia, znajdzie właśnie tam, gdzie zaginęła karawana Donnera.
Oba wątki łączą się, przeplatają i tworzą spójną, ciekawą historię, gdzie nie ma miejsca na nudę.
Początek książki rozpoczął się mrocznie, można było wręcz poczuć mglistą atmosferę Paryża i szczerze mówiąc, wtedy nie byłam przekonana, czy ta książka jest dla mnie. Przez myśl mi przeszło, że trochę nudno...za ciężko, za duszno.
Oczywiście za dosłownie dwie strony wszystko nabrało rozpędu i od tej pory nie przerwałam czytania aż do ostatniej strony. Teraz doceniam ten „duszny” wstęp. On jednak nadał klimatu i odpowiednio naprowadził mnie na późniejsze potencjalne rozwiązania zagadek, które równocześnie z bohaterami starałam się rozwikłać.
Autorzy z wielką dokładnością przedstawili całą historię pionierskiej wyprawy Donnera. Ja nigdy o niej nie słyszałam, ale (za radą autorów) sięgnęłam do niektórych źródeł. To fascynująca i jednocześnie porażająca historia. To, do czego człowiek jest w stanie się posunąć w obliczu głodu i pierwotnej chęci przeżycia. Wstrząsnęło to mną bardzo.
Fabuła bazuje na prawdziwych wydarzeniach, pojawiły się oczywiście postaci fikcyjne, które uatrakcyjniły i rozbudowały akcję o ciekawe wątki.
Samo zakończenie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Mogłabym sto lat myśleć o motywach, dlaczego akurat czaszki linii genealogicznej Parkina stanowiły centrum zainteresowania. Nie zgadłabym w życiu, że chodzi o „to”.
Bezsprzecznym atutem „Starych kości”, poza oczywiście przedstawioną historią, jest styl pisarski autorów. Taki trochę gawędziarski, lekki i barwny. Obecne są nienachalne i niezbyt rozwlekłe opisy, które jednak potrafią bardzo obrazowo przedstawić zarówno wydarzenia jak i otoczenie.
Nigdy nie miałam okazji zaznajomić się z twórczością duetu pisarskiego Preston& Child. Pewnie dlatego, że przez większość mojej czytelniczej przygody, unikałam czytania kryminałów i thrillerów. Powód może i błahy: nie lubię się bać.
W przypadku „Starych kości” strachu nie odczuwałam w ogóle. Może dlatego, że cała fabuła skupiona była na wykopaliskach archeologicznych, opisywano wydarzenia sprzed ponad wieku, a trup nie ścielił się gęsto i nie pływał w morzu zakrzepłej krwi.
Nie było w tym thrillerze również takiego niepokojącego, psychologicznego zaglądania do umysłu i żerowania na pierwotnym strachu. Doceniam to, bo przyznam, że obawiałam się odrobinkę, jak będzie mi się czytało tę książkę.
Naprawdę nie zawiodłam się, jestem zadowolona w pełni.
Dla mnie ta książka zasługuje na ocenę 9/10. Warto po nią sięgnąć.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Wydawnictwu Agora.