Pierwszy tom „Pieśni Lodu i Ognia” niesamowicie mnie wciągnął i sprawił, że nabrałam ogromnej ochoty na natychmiastowe poznanie „Starcia królów”. Niestety, lektura drugiej część sagi fantasy Martina szła mi opornie. Akcja ciągnęła się niesamowicie, a rozbudowane, szczegółowe opisy bardzo mnie nużyły. Książkę czytałam blisko miesiąc, robiąc mnóstwo przerw. Zdarzała się, że odkładałam ją po przeczytaniu zaledwie kilkunastu stron.
Akcja „Starcia królów” koncentruje się przede wszystkim na wątkach politycznych i walce o tron. Po śmierci króla Roberta w Westeros rozgorzała wojna domowa. Wszystkie wartości poszły w odstawkę. Nie liczy się rodzina, nie liczy się honor i wiara. Każdy, kto ma złoto i lenników rusza do walki, licząc, że to właśnie on zdobędzie władzę. Pięciu mężczyzn ogłasza się królami i żaden z nich nie zamierza zrezygnować ze swych roszczeń.
Martin, podobnie jak w poprzednim tomie, rozpisuje narrację, dzięki czemu czytelnik ma wgląd w wydarzenia, które rozgrywają się w różnych punktach wykreowanego uniwersum. Towarzyszymy kilku bohaterom, których poczynania są istotne dla dalszego rozwoju fabuły. Obok dobrze znanych z poprzedniego tomu postaci, pojawiają się nowe osoby. Największym atutem powieści Georga R. R. Martina jest sposób kreacji bohaterów.
W „Starciu królów” występuje mnóstwo opisów bitewnych potyczek. Autor z ogromną pieczołowitością wymienia rody towarzyszące danemu władcy. Szczegóły budują świat Martina i sprawiają, że jawi się on jako niezwykle realny. Niestety te same szczegóły sprawiały, że książkę czytałam tak długo. Martin na kartach powieści wymienia nazwiska, herby i zawołania setek postaci, kiedy dochodzi do starcia floty pisarz wymienia nazwy kilkudziesięciu fregat – niestety nie byłam w stanie zapamiętać tak wielkiej liczby informacji. Czytając opisy walk gubiłam się, nie wiedziałam do jakiej armii należy dany rycerz, dla kogo walczy dany statek.
Sięgając po drugi tom „Pieśni lodu i ognia” chciałam się dowiedzieć, jak potoczyły się losy moich ulubionych bohaterów: Jona Snow, Aryi i Brana Starków. Niestety wątki potomków Neda Starka posuwają się bardzo wolno i ten fakt również mnie męczył. Cykl „Pieśni Lodu i Ognia” liczy obecnie pięć tomów. „Nawałnica mieczy”, „Uczta wron” i „Taniec smoków” są powieściami liczącymi po dwa tomy. Mamy więc osiem obszernych książek opisujących wydarzenia rozgrywające się w uniwersum Westeros. Wiem, że wątki dzieci nie mogą posuwać się zbyt szybko, gdyż są one centralnymi postaciami fabuły (przynajmniej na razie), jednak czytając „Starcie królów” odnosiłam nieprzyjemne wrażenie, że młodzi bohaterowie stoją w miejscu.
Mimo, że czytanie „Starcia królów” szło mi opornie, to nie mogę powiedzieć, że książka jest słaba. Drugi tom cyklu „Pieśń Lodu i Ognia” jest doskonałą powieścią fantasy. Być może nie potrzebnie czytałam na siłę, może trzeba było odłożyć książkę, przeczekać jakiś czas. Nie raz zaczynałam lekturę jakiejś powieści, która od pierwszych stron mi nie szła, a która czytana pół roku później wciągała mnie tak bardzo, że nie mogłam jej odłożyć aż dotarłam do końca. Pewnie gdybym nie musiała myśleć o tym, że tom trzeba oddać do biblioteki właśnie tak bym postąpiła i czerpałabym prawdziwą przyjemność płynącą z lektury „Starcia królów”. Książka jest ciekawa, jednak męczyłam się podczas jej czytania.