"Starcie królów" to drugi tom sagi "Pieśni Lodu i Ognia" autorstwa George'a R. R. Martina, zapoczątkowanej w 1996 roku i nadal nieukończonej. Seria należy do gatunku low fantasy - mamy więc pozornie realny świat rycerzy i władców, zmagań mieczem, bestialskich walk o tron i nieprzewidywalnych intryg między rodami, w którym krążą smoki, Nieumarli, śmiertelny cień...Na podstawie pierwszych dwóch tomów serii, która imponuje obszerną fabułą i misterną, gęstą siecią związków między postaciami, wśród której trudno się nie zaplątać na początku, powstały już dwa sezony serialu "Gra o Tron". Zachwycona nim, a przynajmniej pierwszym sezonem, sięgnęłam po książki. Przed premierą pierwszego odcinka trzeciego sezonu 31 marca następnego roku chciałabym mieć już za sobą także trzeci tom.
"Starcie królów" to wyśmienity popis wyobraźni i kunsztu literackiego Martina. Zastanawiam się, ile czasu zajmuje wykreowanie tak bujnego, złożonego świata i indywidualnych, charakterystycznych postaci, których jest od groma? Pisarz posiada rewelacyjny zmysł tworzenia wielowarstwowego świata spisków, wielowymiarowych bohaterów i ich podłych knowań, a to ułożył w znakomicie prowadzonej narracji i opisowości. Wydarzenia tej powieści są pokazywane z punktu widzenia licznych narratorów-bohaterów, a każdy z nich przenosi nas w inne miejsce i sytuację, rozpoczynając różne wątki, łączące się bieżąco w bogatą całość. Te ciągłe zawirowania mieszają w głowie i porywają w swoje objęcia na długie godziny, a rozwiązania nie widać nawet na horyzoncie, mimo że akcja brnie śmiało do przodu... Większa część powieści to zapętlający się krąg intryg, śmiałych i bezradnych, lecz nie nudzi ani na chwilę, nie nuży, lecz..intryguje, obfituje również w krwawe niesnaski, humor, wzruszenia i erotyzm. Z każdego momentu chciałam wynieść jak najwięcej informacji, emocji i próbowałam wykoncypować przyszłe plany.
Zżyłam się niesamowicie mocno z każdą postacią, zarówno w sensie pozytywnym jak i negatywnym. Bez skromnej magicznej otoczki mogłabym uwierzyć, że te postacie żyły naprawdę, są tak plastyczne i wiarygodne, tak żywe i przekonujące, trapione nie tylko politycznymi rozterkami. Martin wodzi czytelnika za nos - muszę się przyznać, że wyszłam na osobę łatwowierną i rozchwianą emocjonalnie podczas lektury. Dalszego rozwoju wydarzeń nie da się przewidzieć, a jakby było mało, pojawiają się nowe postacie, takie jak chciwy i bezrozumny Theon Greyjoy, pretendent do rządzenia siłą, a nie mądrością, Davos, czerwonowłosa Melissandre, tajemniczy Mężczyzna...W książce absolutnie nie rządzi dobro, które zawsze wygrywa, a zło spotyka zasłużona kara, itd, itd. Ba! Negatywne postacie można albo polubić za ich przebiegłość, albo znienawidzić i życzyć im bolesnej, szybkiej śmierci. Tak naprawdę trudno w stu procentach bronić jednej postaci - każda ma jakieś cechy, którym należy się krytyka, każda w jakimś momencie postąpi tak, jak nie chciałby czytelnik. Wtedy wizerunek ulega zniekształceniu na korzyść lub niekorzyść, a jeśli dołączę do tego psychologiczny zarys każdej postaci, przedstawienie jej myśli, skrywanych uczuć, otrzymam prawdziwą rewelację. Prawdziwego człowieka opisanego szczegół po szczególe.
"Starcie królów" umożliwia spragnionym czytelnikom poznanie dalszych losów bohaterów znanych już z "Gry o tron", ale wprowadza także nowych, drugoplanowi wysuwają się na przód i mają decydujący wpływ na wartką akcję. Po śmierci Edda Starka, jego rodzina zostaje zmuszona się rozstać. Sansę czeka podły los u boku niedoszłego ukochanego Joffreya, niegodziwego, mściwego i niedojrzałego chłopca na tronie. Rezolutna Arya jak chłopek-roztropek umyka prześladowcom i musi udawać chłopca, a Catelyn nie może w spokoju opiekować się niepełnosprawnym Branem. Jako cierpiąca wdowa, pozbawiona rodziny, spada na nią obowiązek towarzyszenia młodemu Robbowi na drodze do zwycięstwa i trudne, dyplomatyczne kwestie. Musi to wszystko znosić z godnością należnej prawdziwej damie. Kiedy rodzina znów wróci szczęśliwa do ostoi Winterfell? Lannisterowie wydają się największym zagrożeniem, Stannis Baratheon zbiera siły i nie chce pamiętać o braterskich więzach, ale niech nie zapominają o Daenrys Targaryen z dorastającymi smokami - póki co na pustkowiu, ale jej losy ciekawie i mistycznie się rozwinęły, chociaż w Starciu królów są skąpo opisane, nad czym ubolewałam. Kiedy jej khalasar jest na wyniszczeniu, smoki są pożądane jako przyszła broń. Po przykrej tułaczce trafia w końcu do nieziemsko bogatego miasta...
Spisek urasta na spisku i nie można być pewnym jutra, kiedy większość dąży do objęcia władzy. Kierowani są przede wszystkim chęcią zemsty i często interesy są sprzeczne - jednak ktoś musi wygrać, każdy ma swoją rację i przekonanie. Ruchy postaci są nieprzewidywalne, a w dwulicowości i knuciu przoduje karzeł Tyrion - ja, skromna dziewka, mogłabym go również nazwać Mistrzem Ciętej Riposty. Zdecydowanie jego postać lubię najbardziej i to on dostarcza największej nuty ironicznego humoru w powieści. Więcej nie zdradzę, bo przecież prawdziwa przyjemność to samodzielne odkrywanie świetnej fabuły.
Martin chciał ożywić zarówno powieść jak i czytelnika scenami erotycznymi, lecz były one dosyć wtórnie opisane i bardzo krótkie. Zbyt zwyczajnie - nie wymagam poetyckich opisów seksu, lecz momentami w tłumaczeniu brzmiały one tak, że można ich było sobie oszczędzić, w dodatku nic nie wnosiły poza ogólnym pojęciem, że wszyscy mają swoje potrzeby. Powieść pod względem erotyzmu i brutalności wydaje mi się bardziej bezpośrednia od pierwszej, na szczęście krwawe opisy są już opisane z polotem, przy tym oczywiście realistycznie, aż czuć atmosferę niebezpieczeństwa. Urok powieści tkwi też w zalążku magii - rozkwita ona bardzo powoli. W "Starciu królów" mamy już jej niewielki zaczątek m.in. w postaci Mellisandre i nie mogę się doczekać, kiedy rozwinie się on bardziej. Póki co zostałam delikatnie przygotowana na nadejście mocnych akcentów. Mam nadzieję, że takowe się wkrótce pojawią - nie chciałabym, aby zdominowały powieść, lecz były atrakcyjnym, nienarzucającym się ubarwieniem.
"Pieśni Lodu i Ognia" to seria godna polecenia każdemu. Dla mnie był to wybór trafiony w dziesiątkę. Historia wielu rodów zdominowała moje serce, postacie nie chcą wyjść z głowy i nie mogę się doczekać przeczytania następnego tomu, jestem przygotowana na nawet bardziej skomplikowane spiski. Nie chcę już zapełniać tego akapitu ocenami typu "zachwycająca", "porywająca", "czytelnicza przyjemność" - najlepiej przekonajcie się sami!