Jestem dużą fanką książek o tematyce fantasy. Uwielbiam zagłębiać się w magiczny świat, pełen niestworzonych istot. Dzięki temu można odciąć się od rzeczywistości i pozwolić wyobraźni popracować. Właśnie z powodu mojego uwielbienia do tego typu literatury sięgnęłam po "Srebrnowłosą". Okładka informuje nas o legendzie, klanach i smokach. Mieszanka nie jest oryginalna, fabuła i postać dziewczyny z biedoty także. Jednak pozory mogą mylić, a sama lektura nie musi się opierać na typowych schematach.
Główna bohaterka ma na imię Marika. Młoda dziewczyna jest kuglarką i należy do wilantów - ludu nie posiadającego żadnych praw, najprościej mówiąc to biedota. Składa się on ze złodziejaszków, akrobatów i innych osób zabawiających ludzi sztuczkami. Jest taka sama jak inne dziewczyny, odróżnia ją tylko kolor włosów, który mieni się srebrem. Jednak Marika choruje, co noc nawiedzają ją nocne bóle nie pozwalające spać. Co to może być?
Okazuje się, że bohaterka jest częścią wielkiej legendy o Nienarodzonym. Postaci, która ma moc by zniszczyć, bądź uratować wyspę. Życie wilantki staje do góry nogami. Zbliża się wielkie niebezpieczeństwo, a sztuczki kuglarki mogą jej nie wystarczyć.
Przyznaję się, że podchodziłam do tej książki sceptycznie. Z tyłu okładki możemy znaleźć mały dopisek "literatura młodzieżowa". Od razu w mojej głowie pojawiły się znaki ostrzegawcze: czy będzie to kolejne love story? Czy pojawią się trójkąty miłosne? Kolejna próba naśladowania słynnej sagi "Zmierzch"? Otóż nie. Wątku miłosnego brak i bardzo dobrze. W tej powieści nie pasowałby on w żaden sposób. Książka przeznaczona jest dla młodszych odbiorców. Weteranom raczej nie przyniesie dobrych wrażeń. Chyba, że pragniecie odpocząć od ciężkich lektur.
Jednak to nie skreśla "Srebrnowłosej" z listy powieści schematycznych. Postacie nie są barwne, ale widać jak Kaja Wasilewska starała się je urozmaicić tak jak i cały świat. Niestety plan nie wypalił. Brakuje tu magii, wszystko pojawia się w teorii, lecz nie praktyce. Są chodzące gady, które nie wystraszą czytelnika, wiedźmy, której czarnej magii nie da się wyczuć, a także smoki. No własnie co z tymi gadami? W tym przypadku brakuje mi opisów. One są i tyle. Mają dane kolory, moce i to wszystko. Ogólnie fabuła miała potencjał, lecz wykonanie nie jest specjalne. Brakowało mi rozwinięcia. Z początku akcja toczy się powoli, leci jak krew z nosa. Nagle bum i koniec książki. Czytelnik zostaje z lekturą w łapach i myślą: a przecież dopiero się rozkręcała!
Kolejnym minusem są dialogi pomiędzy Mariką, a Cynthią. Z jednej strony główna bohaterka wykazuje się dojrzałością, zdolnością zadbania samą o siebie, po prostu wydaje się starsza niż w rzeczywistości jest. Jednak jej dialogi rozbroiły mnie na łopatki. Są głupkowate, nieśmieszne i irytujące. Postać Cynthii jest najgorszą, choć jedną z najważniejszych. Autorka nadała jej cechy człowieka niewinnego, nie mającego pojęcia o niczym. Przecież jest połączona z Mariką, widzi to co ona, zna jej wspomnienia, więc dlaczego? W tym momencie autorka przedobrzyła.
Kaja Wasilewska posługuje się językiem prostym, bardzo łatwym w odbiorze. Lektura nikomu nie sprawi trudności i pomimo wielu minusów miło można spędzić przy niej czas. Aż sama się zdziwiłam, że daję jej tak wysoką ocenę. W większości to zasługa pomysłu i mojej dużej ochoty na lekturę fantasy. Średniowiecze i smoki to coś za czym tęskniłam.