Miłośników zwierząt domowych widać na każdym kroku. Nietrudno spotkać sąsiada spacerującego z psem lub wypatrzeć kota dumnie wylegującego się na parapecie. W powieści Bartłomieja Kurkowskiego pt. „Kagańce i obroże” wybucha epidemia uderzająca m.in. w domowe pupile. Padają psy i koty, zarówno te domowe jak i dzikie, ale również króliki i wiewiórki. Naukowcy opracowali nowy gatunek odporny na wirusa, hybrydę zwierzęcia i człowieka. Nazwano go po prostu „pupil”. Pupil ma towarzyszyć człowiekowi tak jak wcześniej pies bądź kot. Czy zajmie pustkę w sercach ludzi opłakujących stratę przyjaciela? Czy będzie pokornie słuchał człowieka? Jak ludzie przyjmą nowe istoty?
Sięgnęłam po „Kagańce i obroże” bo zaintrygował mnie opis. Liczyłam na historię pełną kwestii etycznych związanych z eksperymentami na komórkach, sztucznym zapłodnieniem i prawami zwierząt. Nie do końca to dostałem, więc jestem lekko rozczarowana, jednak sam koncept wymyślony przez Bartłomieja Kurkowskiego jest na tyle ciekawy, że warto o tej powieści opowiedzieć.
Istotną kwestią dla czytelnika jest to, że autor nie opowiada jednej spójnej historii. Jest tu kilka epizodów rozciągniętych na ok 50 lat po wybuchu epidemii, w których mamy różnych bohaterów, a każda z nich ma zobrazować inny problem związany z pupilami oraz ewolucję ich statusu w społeczeństwie. „Koszty” stworzenia istoty, tresura, różne podejścia ludzi do nich (od niechęci, obrzydzenia do uwielbienia , a nawet pewnego rodzaju zoofilii), wykorzystywanie ich do różnych celów, rzekoma pomoc hycli, którzy odbierają pupile właścicielom nie bacząc na ich uczucia (a przy okazji co nieco użyją), a także rosnące znaczenie pupili na rynku pracy – tak ogólnie można nakreślić tematy kolejnych opowieści.
Dość duży akcent autor kładzie na ostatnią kwestię, czyli bezrobocie. Pupile są tańsi, bardziej posłuszni, bardziej pracowici przez co „zabierają” ludziom miejsca pracy, co prowadzi do niezadowolenia społecznego. Trudno nie dopatrzyć się analogii do imigrantów. I mam tu na myśli zarówno Polaków na obczyźnie, jak i nasze własne podwórko. Co prawda w żadnym przypadku sytuacja nie osiągnęła takiego wymiaru, jak w powieści Bartłomieja Kurkowskiego, jednak słyszy się o różnych incydentach, a także trwa dyskusja o nadawaniu imigrantom pewnych przywilejów.
Najsłabszym elementem książki jest opis samego pupila rodem z filmu klasy B: „Czekanie osładzało mu towarzystwo kelnerki. Uszatki o blond loczkach, szarych, króliczych uszkach i pokrytej makijażem bladej cerze”[1]. Te uszka i ogonki przywodzą na myśl seksualne fantazje napędzane obrazem „króliczka Playboy'a”. Bartłomiej Kurkowski mógł się bardziej postarać opisując również inne cechy. Mimochodem wspomina: „Poza nosem uszaci mają wystarczająco dużą przewagę nad ludźmi. Trzeba się nagimnastykować, jeżeli z nimi zadzierasz”[2]. Dodajmy więc nieco tych zwierzęcych cech – węch, siła, pazury, zwinność – żeby wyjść poza „mokry sen” i dodać postaciom charakteru.
Moje wątpliwości wzbudza też konieczność stworzenia pupila. Była epidemia i zwierzęta umarły. Świat stoi u progu katastrofy ekologicznej, a wszyscy przejmują się, że nie mogą mieć w domu kotka. Rozumiem, że autor chciał postawić akcent na relacji hybryda-człowiek, jednak samo powstanie nowej istoty mogło zostać lepiej umotywowane. Mam wrażenie, że świat w wizji Bartłomieja Kurkowskiego nie skupia się na istotnych kwestiach.
Język zastosowany w powieści nie jest tym co ja lubię. Jest zbyt wulgarnie. Większość postaci wyraża się wręcz ordynarie i w nie wszystkich przypadkach jest to uzasadnione. Kreujesz osiłka wyrażającego się: „eeee ty, k....”, ok. Jednak odpuść wtedy „normalnym” postaciom. Daj czytelnikowi odpocząć od bluzgów. Wprowadź kogoś na poziomie dla zrównoważania. W przypadku książki „Kagańce i obroże” jest to o tyle łatwe, że bohaterowie się zmieniają. Czytelnik nie musi być katowany przekleństwami.
Bartłomiej Kurkowski mocno skupił się na ewentualnym wyparciu ludzi przez inne, lepsze (?) istoty. Trochę po macoszemu potraktował inne wątki. Taki miał pomysł, taka jest jego wizja popandemicznej rzeczywistości. Jego książka ma swoje wady, jednak gdybym wcześniej wiedziała to co wiem i tak bym ją przeczytała, bo zwyczajnie lubię powieści, w których widać skutki społeczne postępu nauki.
[1] Bartłomiej Kurkowski, „Kagańce i obroże”, wyd. Novae Res, Gdynia 2022, s. 78.
[2] Tamże, s. 94.