Niedawno zmarły pisarz i poeta napisał tę książkę o PRL-u w 2014, niemniej w czasie lektury miałem wrażenie, jakby stworzył ją w latach 80. Osią fabuły jest historia Meksykanina, który w latach 60. pisał doktorat w Warszawie, zakochał się w naszym kraju, nauczył się języka, ale został wydalony z Polski w 1967 r. Wraca w stanie wojennym i wspomina stare dzieje, emigrację i czasy gomułkowskie, spotyka się z różnymi ludźmi.
Pojawiają się później inne postacie: intelektualiści wyrzuceni z kraju po marcu 1968 r., dziennikarze, którzy pozostali w Polsce, ale są opozycyjni wobec reżimu, emigranci działający w Berlinie Zachodnim, ubecy i kto tam jeszcze.
Można książkę Szarugi traktować jako kurs najnowszej historii Polski dla cudzoziemców, mamy w niej wspomnianą II Wojnę Światową, Katyń, Poznański Czerwiec 1956. Jest też o opozycji politycznej, rewolucji Solidarności w 1980 r. a rzecz cała kończy się stanem wojennym.
Sporo w książce rozważań nad polskim romantyzmem. Opowiada autor o wielkiej roli poezji w naszym kraju: poprzez wiersze ludzie się wyrażali, bo nie mogli inaczej, bo ja wiem... A rewolucja Solidarności zostaje porównana do poematu... To może jedyna ciekawa, ale niepogłębiona kwestia w książce, jak dalece rewolucja Solidarności była zrywem romantycznym, a w jakim stopniu sprawą pozytywistyczną?
Piszę 'jedyna ciekawa' bo rzecz cała jest zwyczajnie nudna. Fabuła w zasadzie nie istnieje, przeważają kawiarniane rozmowy i niekończące się monologi wewnętrzne opozycjonistów, emigrantów politycznych, zwolenników reżimu, ubeków i kogo tam jeszcze. Wszystko razem jest mdłe i powierzchowne.
Książka została wydana w 2014 r. i przeszła bez echa, wtedy już opowieści o PRL-u, opozycji, stanie wojennym niewielu interesowały. Gdyby ukazała się w latach 80. w drugim obiegu – wówczas wychodziło trochę takich pozycji – wtedy z pewnością by ją czytano (myślę jednak, że bez większych zachwytów). A teraz jest tylko mdłą ciekawostką interesującą jedynie amatorów przedmiotu, wystarczy powiedzieć, że ta opinia jest pierwszą na portalu. Po prostu autor spóźnił się o 30 lat...
Zacząłem lekturę od audiobooka w dobrej interpretacji Wojciecha Masacza, ale tak mnie wynudził, że skończyłem rzecz całą czytając ebooka.