Jestem pod ogromnym wrażeniem „Lata, gdy mama miała zielone oczy” Tatiany Țîbuleac. Tym bardziej, że to debiut powieściowy mołdawsko-rumuńskiej pisarki. Ukazał się w Polsce dzięki wydawnictwu Książkowe Klimaty, na którego ofertę serdecznie polecam zwrócić uwagę, bo jest niebanalna, nastawiona na kraje, które, pomimo bliskości geograficznej, są dość egzotyczne. Im lepiej poznaję bułgarskich, rumuńskich, bałkańskich autorów, tym bardziej mam poczucie, że dotąd traciłam spory kawał dobrej literatury.
Wracając jednak do „Lata, gdy mama miała zielone oczy”, to jest to powieść trudna emocjonalnie. Opowiada o Aleksie, zbuntowanym, pełnym agresji i burzliwych myśli nastolatku i jego relacji z mamą. Choć to zawsze uczucia gorzkie, pełne nienawiści, krytyki pod każdym względem, to wciąż i wciąż chłopak nazywa ją mamą – nie matką, nie w żaden obraźliwy sposób. Jest w tym kontraście coś wzruszającego, coś niewypowiedzianego i podkreślającego, jak niejednoznaczne relacje łączą tych dwoje ludzi.
Skuszony wizją posiadania samochodu na własność, Aleksy decyduje się spędzić lato z mamą we Francji, zamiast z kolegami. Wkrótce wychodzi na jaw, dlaczego mamie tak bardzo zależało na wakacjach z synem – kobiecie zostało już niewiele życia, bo rak zżera jej organizm. W obliczu zbliżającej się śmierci, książka, paradoksalnie, opowiada o życiu. Mama chce ostatnie swoje miesiące przeżyć tak, jak powinna to robić przez całe życie – czerpać wszystko, co najlepsze z otoczenia, kochać swoich najbliższych, cieszyć się naturą, dobrym jedzeniem, targami staroci, kąpać w oceanie, oddawać przyjemności i nie martwić o przyszłość. Już nie ma o co.
Przemiana mamy w kobietę kochającą, otwartą, beztroską, a w tym wszystkim piękną, wpływa na postawę Aleksego. Choć nadal gorycz straconych przez odrzucenie lat nie pozwala mu w pełni wybaczyć i zapomnieć, to opiekuje się mamą najlepiej, jak umie, stopniowo poddaje się nowemu nastawieniu. Oboje stają się sobie bliżsi, niż kiedykolwiek. Ostatnie lato z mamą żyje więc w pamięci mężczyzny, inspiruje jego twórczość malarską i długo potem nie pozwala odzyskać spokoju.
Na szczególną uwagę zasługuje styl, w jakim książka została napisana. Autorka wspaniale stworzyła nastrój tej powieści, gdzie wściekłość i nienawiść bierze się z braku miłości, o którą bohater już nie ma siły żebrać, a która przychodzi do niego tylko na chwilę, już za późno, by załagodzić szkody, jakie zostały wyrządzone. Zostało to pięknie napisane, poetycko, choć emocje przecież nie są liryczne. I choć temat zaniedbanych relacji między matką a dzieckiem nie jest oryginalny, tutaj został przedstawiony w niespotykany sposób.
Gdybym w kilku słowach miała określić, czego dotyczy ta opowieść, podkreślałabym kwestię straconego życia, przebaczenia, miłości tak łatwo zmieniającej się w nienawiść. Uczucia Aleksego do mamy są przejmujące, rozpaczliwe i nawet gdy w końcu ich relacje trafiają na prawidłowe tory, to przecież oboje wiedzą, że nie na długo. Ta świadomość nie przynosi ukojenia, tylko potęguje poczucie beznadziei. Niczego już nie da się naprawić. Krótka książka jest pełna takich ciężkich i dusznych emocji. Przez to wszystko przebija jednak zielony kolor oczu mamy – kolor nadziei i odrodzenia – absurdalny w całym otaczającym bólu.