Czy magia w święta istnieje? Czy ten czas faktycznie sprzyja spełnianiu najskrytszych marzeń? Największym życzeniem Kai od dzieciństwa jest posiadanie kogoś bliskiego, kto otuli ją kocem i przygotuje jej ciepłą herbatę. Niestety nie miała okazji spotkać takiej osoby, ponieważ wychowywała się w domu dziecka. Teraz, kiedy skończyła osiemnaście lat i musi rozpocząć nowe życie, usamodzielniona, los jakby celowo kładzie jej kłody pod nogi. Problem ze znalezieniem pracy i coraz bardziej kurczące się oszczędności zdecydowanie nie są sprzyjające, jeżeli mieszka się w mieszkaniu socjalnym i marzy o pójściu na medycynę. Kaja jest jednak świadoma, że są ludzie, którzy są w jeszcze gorszej sytuacji, dlatego, kiedy spotyka na mieście potrzebującego człowieka, oddaje mu dopiero co zakupione jedzenie i resztki pieniędzy jakie ma przy sobie. Jednak kiedy dziewczyna na sekundę odwróciła wzrok, mężczyzna zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Od tego momentu Kai zaczyna dopisywać szczęście i nieoczekiwanie otrzymuje telefon z ofertą pracy - opieka nad starszą kobietą. Podczas pierwszego spotkania z pracodawcą, synem pani Jadwigi, którą dziewczyna miała się zajmować, został narzucony tylko jeden warunek. Kaja pod żadnym pozorem nie mogła spotykać się z wnuczkiem swojej podopiecznej, inaczej groziłoby jej natychmiastowe utracenie pracy. Na jej nieszczęście Daniel jest przystojny, a ona ewidentnie wpadła mu w oko.
Nie jestem pewna czy ta książka pozwoliła mi jakoś bardziej odczuć atmosferę świąt. Owszem, Boże Narodzenie się tutaj pojawia. Mamy też dekorowanie domu czy motyw spełniania się życzeń, jednak miałam wrażenie że to tylko takie poboczne wątki, a cała fabuła opiera się na zabawie w kotka i myszkę między Kają i Danielem. Nie byłoby w tym nic złego, bo takie motywy są obecne w innych książkach, jednak w "Spełnionym życzeniu" jest jedna rzecz, która nie pozwoliła mi się cieszyć tym wątkiem. Mianowicie - bohaterowie. Kaja jest nawet w porządku. Miała trudne dzieciństwo i nie pamięta swoich rodziców. Niestety na jej zachowanie ogromny wpływ ma Daniel, którego absolutnie nie polubiłam. A dlaczego? Daniel ma po prostu wybujałe ego. To ten typ książkowego faceta, który wychodzi z założenia, że jeżeli ma pieniądze to wszystko mu wolno. Dosłownie wszystko. Nie ma żadnego problemu z przekraczaniem jakichkolwiek granic i nie potrafi zrozumieć słowa "nie" z ust kobiety. Od momentu jego częstszego pojawiania się w książce, Kaja również zaczyna się zmieniać i staje się coraz bardziej nim zaślepiona. Tym sposobem z całkiem przyjemniej, skrzywdzonej przez los bohaterki, staje się po prostu nijaka. Strasznie nie lubię, gdy w książkach obrzydliwe i prostackie zachowanie mężczyzn jest wybielane tym, że są przystojni, a tutaj to występuje. Co gorsza, z perspektywy głównej bohaterki.
Niestety książka nie zagości na liście moich ulubieńców, jednak rozumiem dlaczego niektórym czytelnikom może się ona podobać. Sama nie oceniam jej jakoś bardzo źle, bo fabuła była całkiem przyjemna, natomiast bohaterowie absolutnie uniemożliwiali mi czerpanie radości z całej historii. Szkoda, bo gdyby autorka poprowadziła to nieco inaczej i nie zastosowała tutaj tego wybielania złego bohatera, mogłaby być z tego fajna, zimowa pozycja dla odskoczni.