„Sklepy cynamonowe” ukazały się po raz pierwszy w 1934 r. dzięki Zofii Nałkowskiej, która otrzymała maszynopis od przyjaciół Bruno Schulza. W zamyśle autora opowiadania miały zostać opublikowane wraz z ilustracjami, które sam stworzył. Niestety książka ukazała się bez rysunków, a jedynie z okładką namalowanaą przez Schulza. Od tamtej pory musiało minąć prawie 80 lat, żeby marzenie Bruno Schulza mogło się urzeczywistnić. Tom, który trzymam w rękach jest pierwszym polskim, ilustrowanym wydaniem „Sklepów cynamonowych”.
Bruno Schulz – człowiek niesamowicie utalentowany, cichy, nieśmiały, spokojny. Nauczyciel, pisarz i plastyk żydowskiego pochodzenia. Początkowo mały Bruno wyrażał siebie poprzez rysunek. Sam twierdził, że jeszcze nie potrafił dobrze mówić, a już bazgrał po kartkach papieru i gazetach. Najczęściej malował powozy z końmi. Później zaczął malować portrety i róże motywy z własnej wyobraźni. Przyjaźnił się między innymi z Witkacym i Gombrowiczem. Historię ich wspaniałej znajomości można poznać dzięki „Autobiografii pośmiertnej” Gombrowicza. Jego dorobek pisarski jest niezwykle skąpy. Jednak zaledwie dwa tomy opowiadań, kilka drobnych utworów oraz szkiców krytycznych wystarczyły, aby rozsławić nazwisko pisarza w kraju i na świecie. Bruno Schulz zginął 19 listopada 1942 roku z rąk gestapowców. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Został pochowany w zbiorowej mogile na żydowskim cmentarzu, jednak zaraz po wojnie sowieci wybudowali na miejscu cmentarza osiedle podmiejskie.
„Sklepy cynamonowe” to zbiór opowiadań, które połączone są ze sobą osobą narratora. W zasadzie kolejność czytanych opowiadań nie ma większego znaczenia, gdyż granica czasu jest w nich tylko umowna. Akcja utworu rozgrywa się w niewielkim miasteczku, przez krytykę uznanym za rodzinną miejscowość autora – Drohobycz. Przewodnikiem po tym świecie jest Józef, który szczegółowo opowiada o otaczającej go rzeczywistości, w której natura prowadzi własny tryb życia. Historie Józka przypominają gorączkowe majaki – nie wiadomo, czy wydarzyły się naprawdę, czy są tylko wytworem wyobraźni nadwrażliwego chłopca. W centrum wszystkich wydarzeń znajduje się zawsze postać ojca – samotnika, dziwaka, myśliciela, który istnieje jakby sam dla siebie, w całkowitym oderwaniu od rodziny. A jednak to dzięki tacie w oczach małego chłopca wszystko wydaje się możliwe. Matka stanowi tylko tło – zarówno dla ojca, jak i Józefa. Jest tylko elementem domu, bo prawdziwa władza leży w rękach przebojowej Adeli, której każdy ruch przesycony jest erotyzmem. Gdzieś na drugim planie przewijają się również postaci dwóch pokojówek oraz pozostałych członków rodziny małego Józefa.
Pierwszy raz czytałam „Sklepy cynamonowe” kilka lat temu będąc na studiach. Świat wykreowany przez Brunona Schulza zadziwił mnie z taką samą mocą co wtedy. Niewątpliwym atutem nowego wydania książki są niepublikowane wcześniej ilustracje samego autora. W szkicach tych jest coś niepokojącego. W jego rysunkach i opowiadaniach wyczuć można ciągłą atmosferę napięcia i erotyzmu. To kobiety emanują seksapilem, pięknem i siłą. Są niedostępne dla mizernych, skarlałych mężczyźni, którzy słabi i skrępowani przez żądze, wiją się u ich stóp. I aż dziwne, że we wcześniejszych wydaniach jego proza mogła istnieć bez tych rysunków z pogranicza jawy i snu.
Nie potrafię czytać „Sklepów cynamonowych” szybko. Co chwile przystaję, delektuję się pojedynczymi zdaniami, czytam je kilkakrotnie, zachwycam się i dziwię. Najprawdziwsza poezja pisana prozą. Obarczona nieszczęsnym mianem lektury szkolnej skutecznie odpycha od siebie rzesze młodych czytelników. Rozdrapana na strzępy, omówiona pod każdym kątem, dokładnie wyjaśniona co autor ma na myśli. A szkoda, bo wystarczy odrobina wrażliwości, aby rozsmakować się w tej prozie. Zachęcam wszystkich, którzy unikali Schulza z jakichkolwiek powodów, aby odważyli się przekroczyć próg „sklepów, o których zapomina się w dnie zwyczajne. Nazywam je sklepami cynamonowymi dla ciemnych boazerii tej barwy, którymi są wyłożone.”
Polecam!