Dlaczego czytam książki? – odpowiedzi na to pytanie ostatnio szukałam, i to tylko, dlatego, że zostało ono postawione w jednym z postów u Moniki Kacprzyk. Nie musiałam się długo zastanawiać nad odpowiedzią. Czytanie pozwala zarezerwować czas tylko dla siebie, co w dzisiejszych czasach bywa trudne. Jednak to, na ile wykorzystamy tę możliwość, zleży tylko od nas. Lubię książki, które nie przynoszą w spadku pionowych zmarszczek od uśmiechu, a poziome na czole… od przemyśleń. Autorka posta napisała w odpowiedzi, że jestem wymagającym czytelnikiem.
I wiecie, co – ma całkowitą rację.
Jeśli mam wybór, to wybieram dobrze.
Aleksandra Rak, to odkrycie wydawnictwa Flow i cieszę się, że także moje.
Jak często zapamiętujecie przez skojarzenia? Ja obecnie często i dla swojego świętego spokoju twierdzę, że to wina „40 +”. Dlaczego o tym wspomniałam? Dlatego że od 25 stycznia 2023 anioł kojarzy mi się z tym właśnie z tym cudownym cyklem.
Kiedy piszę tę recenzję odpoczywam nie gdzie indziej, jak tylko nad morzem. Podróżuję samochodem, i choć wiem, że nie mam, co szukać na mapie miejscowości Płotki, to jakoś oczy same wypatrują drogowskazu, bo może jednak coś się od tego stycznia zmieniło… wszak nadzieja umiera ostatnia. Powrót do domu jeszcze przede mną, zatem będę wypatrywać dalej i może ją znajdę… całkiem nie przypadkiem, bo jak wiecie…
„Przypadki nie istnieją… są jak idealny chichot losu”.
Będę nadsłuchiwać.
Jeżeli czytaliście dwa poprzednie tomy, to wiecie, że jest, na co czekać. Tyle spraw zawisło w oczekiwaniu za szczęśliwe zakończenie i chociaż zaliczam się do osób widzących szklankę do połowy pustą, to wierzyłam, że przynajmniej większość z nich doczeka takiego właśnie zakończenia. Czy tak się właśnie stanie?
Oczywiście nie zdradzę Wam tego, by nie ujmować przyjemności z czytania. Powiem tylko tyle, że Autorka potrafi zaskoczyć czytelnika. Daje mu jednak szansę, by mógł z wyrazem triumfu na twarzy powiedzieć jakże ważne słowa „wiedziałem” czy też „a nie mówiłem”. Zabieg ten pozwala nam niejako współtworzyć tę historię, bo to my, a nie, kto inny odkryliśmy pewne fakty i dodaliśmy dwa do dwóch, by wyszło cztery. Jedni zapewne stwierdzą, że to nic takiego, taka zgaduj zgadula, a ja Wam powiem, że takie sytuacje potrafią podbudować człowieka, bo nie każdy żyje sobie sielankowo nie walcząc z demonami codzienności.
Zasiadając do lektury „Latarnika” wiedziałam, że to trzytomowy cykl. Dziś ta wiedza nie pomogła mi w niczym. Nie ujęła ani grama żalu, że to już koniec. Historia Oliwii i Daniela, Dawida, Bogusi i Tymona, Eleonory i Norberta… z rodziną, Soni, Huberta, Lucynki i Bogdana oraz pozostałych mieszkańców Płotek została opowiedziana. Jednak sposób, w jaki zostało to zrobione nie pozwoli, by uleciała w zapomnienie niczym lekki nadmorski wiaterek. Zostanie w nas na dłużej i w razie potrzeby przypomni o sobie, bo tak właśnie jest z dobrymi historiami. Ich poznawanie jest nauką samą w sobie. Emocje, jakie wywołują wracają niczym bumerang.
Aleksandra Rak zabrała nas na wycieczkę z przewodnikiem. Przystanęliśmy tu i ówdzie. Podglądnęliśmy to i tamto. Od trzymania kciuków, by decyzje, które podejmowali bohaterowie okazały się trafne, bolały mnie dłonie.
Jak w prawdziwym życiu.
Bo czy nie jest tak właśnie, że łapiesz się na tym, że „rozwiązania” zastosowane w książkach warto wprowadzić w swoje życie… a przynajmniej spróbować? Każdy z nas poddaje się czasami burzy, największemu osiłkowi nie starczy sił na bycie w pogotowiu i walkę na 100% i co wtedy?
Dobrze jest wtedy, otworzyć oczy i dostrzec anioła, bo one są wśród nas. W ich poszukiwaniu pomoże wskazówka, że to nie skrzydła je zdradzają… a serce otwarte na bliźniego. Jeśli go odnajdziemy w drugim człowieku, warto dobrze zadbać o tę znajomość. Otacza nas tłum, który falą przetacza się przez nasze życie. Zastanawiacie się, jakim dobrym trzeba być wędkarzem, by wyłowić z niego to, co najcenniejsze tego, który jest najważniejszy? Może Was zaskoczę, ale nie trzeba być mistrzem w tym fachu. Trzeba tylko chcieć.
Opowieści snute przez Olę przypominają mi jakąś szalenie splątaną sieć dróg, po których poruszają się kłębowiska emocji. Emocje, choć bywają ciężarem, nic nie ważą i z ogromną łatwością poddają się działaniu sił natury. Nie jest łatwo nad tym zapanować. By to uczynić i je zrozumieć, potrzebujemy pomocy. Pomocy kogoś, kto sprowadzi nas do bezpiecznej zatoczki i będzie trzymał za rękę, kiedy będziemy uczyć się na nowo oddychać, uczyć się siebie.
„ Miłość to tęsknota za kimś, kogo nie ma ledwie chwilę. To radość z każdego spotkania. To cisza, gdy jesteście razem, której nie chce się zaburzać, by trwała wiecznie. To strach, smutek, szczęście, wzruszenie… to najcenniejsze, co można ofiarować i czym można zostać obdarowanym. Miłość to szept, który sprawia, że człowiek przeżywa coś niewyobrażalnego, a jednocześnie tak dobrego. Jeżeli tego doświadczasz, to kochasz. Niezaprzeczalnie”.
Jakie to prawdziwe.
Nie zawsze potrafimy „ubrać” nasze uczucia w słowa. I w tym bohaterowie tego cyklu nie różnią się zbytnio od nas. Zagubieni, zatraceni budują niewidzialny mur. Na pierwszy rzut oka nie do sforsowania. Czy znalazł się ktoś, kto zechciał spojrzeć raz jeszcze, a może i trzeci, i kolejny, by dostrzec to coś? Zdając sobie sprawę z tego, że to jego „gapienie się” może zostać błędnie odczytane nie przestawałby to robić, wiedząc, jaki jest tego cel. A cele bywają różne. Dla jednych światełko w tunelu, które widzą jest symbolem nadziei, inni zaś robią wszystko, by zasłona tajemnicy nie pozwoliła wyłonić się nawet iskierce. Czy, a może powinnam zapytać jak długo uda się skrywać prawdę?
„… Niektóre prawdy powinny na zawsze pozostać tajemnicą, żeby nie zniszczyć komuś życia”.
Czy zgodzicie się ze słowami Oliwii?
Drogi czytelniku, a kto jest TWOIM ANIOŁEM, czy go odnalazłeś? Czy znalazłeś latarnię, której blask wskaże Ci drogę podczas nadchodzących burz? Nie możesz w swojej naiwności sądzić, że każdemu innemu, tylko nie Tobie przytrafić się może coś, co będzie wymagało podniesienia rzuconej pod stopy rękawicy i podjęcia walki.
Aleksandra Rak utkała piękną życiową opowieść. Starannie dobrała płótno. Delikatnymi ruchami prowadziła wielokolorowe nici, co rusz, zmieniając ułożenie tkaniny w tamborku. Efekt Jej pracy ogromnie mnie zachwycił. A obraz, który zobaczyłam zostanie ze mną na długo. Dajcie się ponieść nadmorskiemu wiatrowi. Niech szepcze Wam do ucha słowa, które będą drogowskazem. Słuchajcie…
„Kiedyś usłyszałam, że ludzie to aniołowie z jednym skrzydłem i żeby wznieść się w powietrze, muszą się przytulić. Może jest w tym jakaś prawda?”.