Uwielbiam fabuły ukazujące przerażającą wizję świata, dlatego też powieść „Sodoma” Marcina Wolskiego opowiadająca o losach miasta Amodos, miasta zepsutego do szpiku kości, bardzo mnie zainteresowała. Szczególnie, że główny wątek nawiązuje do metafizycznych rozważań nad istotą bytu.
Historia jest całkiem do rzeczy, chociaż nie powiem, trzeba wczuć się w klimat opowieści, ponieważ zwariowanych wątków w niej nie brakuje. Jak choćby motyw mewy - boskiego posłańca obwieszczającego nowiny prosto z ekranu telewizora, czy programu powołującego do życia „udoskonalone genetycznie twory”, służące do zaspokajania potrzeb zdegenerowanych krezusów. Surrealistyczne motywy zaskakują, czasami trudno je zaakceptować, ale nie można zaprzeczyć temu, że nadają „Sodomie” odpowiedni nastrój. Podobnie jak plejada oryginalnych bohaterów począwszy od jasnowidza Anatola (Tola), który przeszedł w swoim życiu przeróżne etapy, aż po altruistyczną podstarzałą gwiazdę porno.
Tolowi zostanie przydzielone nie byle jakie zadanie. Będzie musiał w ciągu 72 godzin znaleźć w Adamos dziesięciu sprawiedliwych, jeśli temu podła ocali metropolię przed zagładą – tak obiecał mu Bóg pod postacią mewy. Ową zagładą nie będzie któraś z boskich plag, ale przerażający i wybitnie niszczycielski wirus stworzony ludzką ręką. O dziwo w mieście grzechu, któremu nieznane jest miłosierdzie, współczucie i moralność, nasz bohater dość szybko znajduje idealnych kandydatów. Problemem okaże się utrzymanie wybrańców żywych aż do godziny zero.
Marcin Wolski przedstawił zwariowaną i przerażającą wizję, która jednak jest bardzo realna, ponieważ ukazuje skutki obecnych zachowań i tolerancję niektórych działań. Owszem, możemy polemizować na temat książkowego świata, ale według mnie to, co teraz dzieje się na świecie nie idzie w dobrym kierunku i kto wie czy za dziesięciolecia zepsucie nie będzie na topie, a obecnie budzące zdziwienie lub niechęć czyny, nie staną się przypadkiem czymś całkowicie normalnym i akceptowalnym. Autor zabawił się w ukazanie właśnie tak zepsutego świata, zwariowanego - w negatywnym znaczeniu - smutnego, szarego i niemoralnego, w którym dobroć i uczciwość są w deficycie. Jednak nie myślcie sobie, że to tylko przytłaczająca i przygnębiająca historia. W tekście nie brakuje ciekawych spostrzeżeń, komediowych, wręcz groteskowych motywów, i spektakularnych scen. Opowieść jest dynamiczna i ciekawie skonstruowana, gdyż pod tą ekscentryczną historią skrywa się rozprawa nad kondycją współczesnego świata. Mnie książka się podobała, chociaż lekko rozczarowało mnie zakończenie, dlatego że słodkawe, lekko baśniowe, zamknięcie historii nie pasowało mi do mrocznego świata. Z drugiej strony Wolski w tym kontrowersyjnym tekście postawił na trzy podstawowe wartości; wiarę, nadzieję i miłość, które zawsze mają szansę przebić się przez duszne opary zepsucia. Z całą pewnością „Sodoma” jest dobrą lekturą, ironiczną, może lekko dydaktyczną, która pokazuje skutki tego, co może się stać, jeśli pójdziemy nie tą drogą co trzeba.