To już druga książka Janiny Broniewskiej, która przypomniała mi się w ostatnim czasie, a którą z braku szerszego wyboru czytałam parę ładnych lat temu. Tym razem tytuł ten pochodził z jakichś starych zbiorów odkopanych na strychu rodzinnego domu. „Filip i jego załoga na kółkach” to książka z 1950 roku, przeznaczona dla młodzieży. Na wstępie muszę też zaznaczyć, że ze względu na datę powstania oraz postać samej autorki książeczka jest mocno propagandowa.
Tytułowy Filip to koń, który poczciwie wypełnia swoją misję ciągnąc wóz, na którym po wojnie wracają żołnierze armii Polskiej, ale też radzieckiej. Do tego towarzystwa dołącza mały Janek, który w wojennej zawierusze został rozdzielony z rodzicami i skrył się w zniszczonej wiosce przed Niemieckim najeźdźcą. Chłopiec dołącza do załogi Filipa, i wraz z żołnierzami wraca do kraju w nadziei na lepsze jutro. To opowiastka dedykowana dzieciom zainteresowanym tematyką drugiej wojny światowej. W przedstawionej historii wojska radzieckie przy polskiej granicy witane są z równie wielką serdecznością co polskie, jako ratunek przed nazistami. Chociaż ciężko to przełknąć, to jednak nie ma tu się co dziwić, bo sama autorka była między innymi propagatorką komunizmu.
Jak przystało na książkę dla dzieci, „Filip j jego załoga na kółkach” napisana jest prostym i przystępnym językiem, który łatwo i szybko się czyta. Kończy się optymistycznym happy endem, pozostawiając małego czytelnika w nadziei, że teraz będzie już lepiej. Liczba stron również nie powinna zniechęcić, bo książeczkę z łatwością można pochłonąć w jeden dzień. I to chyba by było na tyle jeśli chodzi o plusy.
Z perspektywy czasu, ciężko pozytywnie ocenić książkę Broniewskiej. Mimo, że może jako dziecko nie zwróciłam na to szczególnej uwagi to dziś, jako dojrzały czytelnik widzę ją głównie przez pryzmat propagowania socrealizmu. Ciężko dopatrzeć się jakiegoś innego celu w historii opowiadającej o bohaterskich żołnierzach armii polskiej i radzieckiej, którzy wspólnie przejeżdżając z kuchnią polową przez zniszczone wojną wioski i miasteczka w niemal cudowny (i mało prawdopodobny) sposób pomagają chłopcu odnaleźć rodzinę. Cenzura nie mogłaby sobie wymarzyć lepszej, symbolicznej puenty – zwycięzcy żołnierze wracają z frontu i teraz już wszystko będzie dobrze, wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie, i wszystko zacznie się układać.
Dziś, na pewno nie byłaby to książka, którą poleciłabym dzieciom czy młodzieży. Niemniej jednak w swoim czasie na pewno cieszyła się dużą popularnością jako opowieść o dzielnych wojakach dwóch armii kroczących ramię w ramię. Taka literacka namiastka późniejszego serialu „Czterej pancerni i pies”.