Wielkie brawa dla marketingu, to co zrobili specjaliści od reklamy przeszło moje najśmielsze oczekiwania i należą się im słowa uznania już na wstępie tej recenzji.
Minimalistyczna okładka, a za nią minimalistyczna fabuła - czy taki pomysł na książkę ma szansę na powodzenie? I tak i nie.
Z jednej strony mamy niezwykle nowatorskie podejście do tematu uczuć, nie ma tu typowego romantyzmu, który może nas już nużyć, gdyż świat pisarski zalewają powieści o tym charakterze, a z drugiej czytelnik chciałby się jednak w tę opowieść choć w pewnym stopniu zaangażować, a zatopić się w tak szorstkiej fabule to ciężka sprawa.
Choćbym nie wiem jak bardzo chciała nie potrafię się zachwycać, ani polubić z debiutancką powieścią Naoise Dolan. Opis wskazywał mi na ciekawą powieść obyczajową o zabarwieniu komediowym, a nietypowa okładka dopełniła swoje i stało się - sięgnęłam po "ciekawe czasy".
Pomimo, że lektura zapowiadała się obiecująco i liczyłam na lekką, może po części romantyczną opowieść skończyło się na ziewaniu i odkładaniu książki "na później". Swoją niechęć tłumaczyłam gorszym dniem, spadkiem czytelniczej formy, jednak im dalej brnęłam w fabułę okazywało się, że książka jest dla mnie nudna.
Owa złożoność relacji międzyludzkich, którą reklamuje okładka to nic innego jak miłosny trójkąt w układzie: dwie kobiety i facet. Z całej opowieści wyodrębnić możemy główną bohaterkę - Avę, która przybywa do Hongkongu, aby uczuć dzieci bogatych Azjatów angielskiego.
Bohaterowie tej książki to istni socjopaci, zwichrowane jednostki, które spędzają ze sobą czas i nie wiedzieć czemu są razem. Julian i Ava to para nieszablonowa, mieszkają ze sobą, a jednak nie ma między nimi miłości, nie ma też partnerstwa, za to jest jedynie seks, który nazywają pieprzeniem. Żadne z nich nie potrafi określić statusu jaki tworzą. Związek jest tu sumą przyzwyczajeń, a uczucia słabością. Wkrótce na horyzoncie pojawi się trzecie bohaterka Edith, która nieco zamąci i tak mało poukładane życie tej dwójki. Mogło być ciekawie, wyszło nudno i książki nawet nie ratuje podszyte sporą dawką ironii i cynizmu dialogi bohaterów.
Ava nie jest nawet typową "utrzymanką", nie ma tu uczuć, miłości, czy namiętności. W tej książce nie ma ani grama romantyzmu, cały świat uczuć sprowadzono wyłącznie do kalkulacji zysków i strat, szacowania co się opłaca. W moim odczuciu bohaterowie zachowywali się niczym teatralne kukiełki, biła od nich sztuczność, brakowało emocji. Zupełnie jakby nakazano im odgrywać rolę zakłamanych, oziębłych, nastawionych wyłącznie na zyski, oszukańczych jednostek, które niezwykle oszczędnie zarządzają swoim czasem, udając mocno rozchwytywanych i zapracowanych.
Cała fabuła to nic innego jak spotkania bohaterów w ekskluzywnych restauracjach, zamawianie drogich posiłków i dyskusje na temat życia codziennego przeplecione rozdziałami ukazującymi pracę Avy w szkole. I te rozdziały były najnudniejsze, przytłoczone dużą ilością obcojęzycznych zwrotów, idiomów i tłumaczeń, które po pierwsze nic nowego do fabuły nie wnosiły i były niejako zapychaczem. Śmiało można je pominąć i nie stracimy nic a nic z głównej osi fabularnej.
Podążając śladem tej minimalistycznej okładki mamy tu niezwykle oszczędną w emocje, minimalistyczną fabułę, która do mnie niestety nie przemawia.
Plusem książki są krótkie rozdziały, które nie dają się nam szybko znużyć i jako tako trzymają w ryzach nudną jak dla mnie fabułę. Tylko dzięki nim dotrwałam do końca dawkując sobie oszczędnie. W dobie "okładkowych torsów", które reklamują już praktycznie każdy romans propozycja graficzna tej książki jest udana i nawet mi się spodobała.
Zastanawiające jest dla mnie jaki cudem powieść otrzymała tak wysokie oceny, szczerze gratuluję, być może jestem jakimś dziwakiem literackim i nie dostrzegam kunsztu literackiego autorki.
Jaki morał z tej książki - w nieruchomościach najdrożej w Hongkongu.