Pisanie przystępnym językiem nie jest chyba mocną stroną Jamesa Peeblesa. Jego atutem jest ogromna wiedza i wyjątkowa perspektywa uczestnika procesu przenoszenia kosmologii z rejonów spekulatywnych w doświadczalnie usytuowaną dziedzinę nauk fizycznych. Najnowsza książka Noblisty „Cała prawda. Rozważania kosmologa o poszukiwaniach obiektywnej rzeczywistości” jest eksperymentem na kilku poziomach. Stanowi bowiem próbę opowiedzenia ‘prozą’ (*) o dobrze definiowalnej ramami przedmiotowymi nauce przyrodniczej, która w XX wieku przeszła szybką ewolucję posiadanego statusu poprawności. Taki łatwo definiowalny zbiór aktywności badawczej może zainteresować filozofów nauki, socjologów nauki, historyków nauki i każdego, kto chciałby zrozumieć przełomowe ustalenia kosmologii. Kluczem do poszukiwania motywacji autora i faktycznej treści publikacji jest podtył. Początkowe 30% tekstu jest komentarzem Peeblesa do istniejących kilku propozycji społecznego opisania zjawiska nauki jako takiej. Im jednak dalej w tekst, tym bardzie analiza skupia się na efektach faktycznej pracy nad zrozumieniem Wszechświata.
Profesor w zasadzie jasno stawia sprawę styku epistemologii i ontologii. Odrzucając wprost koncepcje Kuhna, de facto proponuje modyfikację koncepcji rewolucyjnej zmiany/zastępowania paradygmatu do wykluwania się kolejnych potomnych, do rozbudowy istniejących (str. 86). Przy czym od razu należy zaznaczyć, że wszelkie uogólnienia obwarowuje zastrzeżeniami, że wnioski wysuwane są tylko na podstawie rozwoju kosmologii. Wielokrotnie przypomina o wyjątkowości obszaru jej zainteresowania, o względnej niedojrzałości przedmiotu badań (w porównaniu do działów fizyki klasycznej) i o prostocie (**). Narracja prezentująca po części historyczne przemiany kosmologii, z akcentowaniem kilku kluczowych badaczy, prowadzi czytelnika do zbioru jasno komunikowanych ograniczeń w badaniu wielkoskalowych struktur kosmosu. Chodzi o budowanie wiedzy obwarowanej kluczowymi założeniami, które z jednej strony rozwijają teorię, z drugiej wymagają doświadczalnego potwierdzenia, co prowadzi do nieliniowości rozwoju. Peebles jest jednocześnie optymistą i zachowawczym pesymistą. Pierwsze wiąże ściśle z ludzka ciekawością, drugie prowadzi go do ludzkiej psychologii. Stąd odrzuca konstruktywistyczne modele socjologiczno-filozoficzne, które dla części obserwatorów świata nauk przyrodniczych stanowią nieuchronny determinizm dowolnej aktywności badawczej. Samą kosmologię dość ciekawie dzieli na kilka faz. Jest pionierski etap konstrukcji społecznej (gdy tworzono ją w fenomenologicznych pierwszych dekadach XX wieku, bez eksperymentalnych uzasadnień). W etapie, gdy badania promieniowania mikrofalowego i bariogenezy zaczęły czerpać z instrumentarium obserwacyjnego i fizyki jądrowej, kosmologia zaczęła dojrzewać. Zaś pod koniec XX wieku, za sprawą wprowadzenia ciemnej energii i materii, model Wielkiego Wybuchu uzyskał status uniwersalnej opowieści o kosmosie opartej na solidnej bazie wyników ilościowych.
Dla czytelnika chyba najcenniejsze będą w książce opisy: procesu błądzenia naukowców, sposobu weryfikacji formułowanych sądów, metod uzgadniania strony doświadczalnej z teoretyczną i adrenaliny z sukcesu. Skrojony do specyfiki kosmologii pejzaż zasad metodologii nauki w wersji Noblisty, formuje się w kompleks przypadków, które w zasadzie były nieuchronne. Taką pozorną sprzeczność Peebles neutralizuje i wyjaśnia przykładami. Odkrycie ciemnej materii, problem obfitości pierwotnego helu, termiczność promieniowania reliktowego, płaskość globalna czasoprzestrzeni – każdy z tych oczywistych elementów w dojrzałej kosmologii mógł zdumiewać początkowo i budować prestiż twórców. Jednak w dobrze odtworzonym zapleczu ‘dziania się historii’, opowieść układa się w sensowną całość i przede wszystkim w solidny gmach wiedzy. W tym świetle, kontrargumentowanym wątpliwościami natury społecznej i koncepcjami filozofii nauki, rozwinięcie we wstępie idei z podtytułu nie pozostawia wątpliwości (str. 10):
„(…) wyniki badań empirycznych w ramach nauk przyrodniczych, omawiane tu na przykładzie kosmologii fizycznej, tworzą w sumie przekonujący argument za istnieniem rzeczywistości niezależne od obserwatora. To jest najsilniejszy wniosek, do jakiego możemy dojść na gruncie nauk ścisłych.”
Kłopot z klarownym wykazaniem zasadności takiej perspektywy tkwi w samym przedmiocie i osobie twórcy tekstu. Peebles, jak niestety wynika z mojej lektury książki, zakłada u odbiorcy wstępne podstawowe opanowanie pojęciowe materii kosmologicznej. Można by nonszalancko zapostulować, że to tekst dla każdego. To jednak jest dobrym przybliżeniem, jeśli czytelnik nie liczy na zrozumienie istoty. A istotą „Całej prawdy” jest nietrywialny namysł nad meandrowaniem koncepcji kosmologicznych wokół niuansów, wokół mylnych tropów, w obszarach wymagających kojarzenia faktów z szerokiej klasy koncepcji teoretycznych i rozproszonych po laboratoriach wyników eksperymentalnych. Przywołani najwięksi – Einstein, Hoyle, Gamow czy Zeldowicz – wszyscy wykazywali się przenikliwością ponadprzeciętną, choć błądzili w hipotezach często. Poprawne wnioski wyciągane z błędnych przesłanek, jak w przypadku dyskusji Einsteina z Lemaîtrem o stałej kosmologicznej (str. 181), to kontrowersja wymagająca od czytelnika zrozumienia tła. Podobnie mamy z dyskusją nad obowiązującym modelem ΛCDM, który na pewnym etapie rozwijany był jak ‘pętla socjologiczna’, czyli upraszczając do hasła - jako ‘postawienie hipotezy, która determinuje wnioski’ (str. 211). Jeśli te metodologiczne zawiłości odczytuje się bez kontekstu (na przykład zakładając słuszny w pierwszym odczytaniu błąd logiczny takiego podejścia), można dojść do różnych wniosków, po części sprzecznych z wyprowadzanymi przez profesora (i jednak niepoprawnych obiektywnie). Taka pułapka czyha na każdego, kto nie zapoznał się wcześniej z kluczowymi pojęciami w kosmologii i obca jest mu specyfika tej nauki. Założone ramy pojemnościowe tekstu warunkują fakt, że autor nie mógł i nie chciał podać w tekście pewnych detali wprowadzających (***).
„Cała prawda” to wspaniała przygoda intelektualna jeśli jednak poznało się trochę fizyki współczesnej i jest się obytym z konsekwencjami rudymentarnych założeń przeprowadzonych na wielkoskalowych strukturach kosmosu (izotropia i jednorodność przestrzeni). Do tego należy oczekiwać, że ‘czuje się’ warsztat współczesnej astrofizyki (****). Bez tego duża część wniosków i konsekwencje podawanej wiedzy musi być przyswojona na wiarę; pozostanie zawieszona w próżni przez oczywiste (dla autora) ale niewypowiedziane założenia. Dla mnie to książka interesująca. Stanowi uzupełnienie różnych przyswojonych faktów, dopełnienie do podstaw standardowego modelu kosmologicznego. Peebles odtwarzając kluczowe punkty zwrotne w rozwoju tej nauki, może wypełnić luki poznawcze w nieoczywistym procesie, który popycha tymczasowe koncepcje w złym i ostatecznie dobrym (poprawnym) kierunku. Po raz kolejny okazuje się, że układający się w całość obraz natury jest spójny, prosty, choć czasem w specyficzny sposób. Ostatecznie, chyba doświadczanie pewnych poziomów piękna wymaga od odbiorcy kompetencji. Ale to już specyfika wielu składników rzeczywistości.
DOBRE z małym plusem – 7/10
=======
* Czyli w zasadzie bez wzorów.
** Prostotę kosmologii profesor rozumie dwojako. Nie jest złożona (jak nauki przyrodnicze badające ziemskie życie i relacje chemiczne) i nie ma tak zawiłego i rozbudowanego instrumentarium innych działów w naukach fizycznych, co najwyżej je wykorzystuje (z jednej strony chodzi tu o porównanie do mechaniki kwantowej, z drugiej o nieuchronne ubóstwo narzędzi w związku ze stroną doświadczalną). ‘Prostotę’ należy więc odpowiednio rozumieć, bo narzędzia matematyczne i łączenie różnych działów fizyki, w powiązaniu z nieszablonowymi pośrednimi technikami obserwacyjnymi astronomii, budują obraz daleki od prostoty.
*** Książka nie jest obszerna. W pewnym sensie jej czytanie powinna poprzedzić lektura książki „Stulecie kosmologii” tego samego autora (Prószyński i S-ka 2021). Poza tym należy być ostrożnym w rozumieniu tego, co Peebles uważa za oczywiste. Jeśli przez pół wieku analizuje się wielopoziomowe subtelności widma, kątowe zależności, grafiki wynikające ze statystycznych redukcji rozkładu promieniowania reliktowego i doskonale operuje się rozwiązaniami ogólnej teorii względności, to czasem nie sposób uniknąć nieintencjonalnej lapidarności w prezentowaniu czytelnikowi narracyjnych elementów. Zwięzłość czasem nie idzie w parze z czytelnością dla każdego.
**** Jako świetne ‘wstępne tło’ merytoryczne, po którym lektura tej książki ‘układa się w głowie melodyjnie’, polecam serię trzech książek Sean Carrolla „Największe idee we Wszechświecie” (po polsku na razie ukazał się pierwszy tom w 2024 w wydawnictwie Prószyński i S-ka). Trochę bardziej zaawansowana (ale równie dobra jako baza) jest seria czterech książek Susskinda „Teoretyczne minimum” (wszystkie ukazały się po polsku w ostatnich latach). Zaś celując wprost w kosmologię, chyba najlepsza po polsku (poziomem i równowagą prezentacji strony obserwacyjnej i teoretycznej) jest „Kosmologia współczesna” Denisa Sciamy, PWN 1975 (nie obejmuje ostatniej fazy rozwoju kosmologii, ale daje wystarczające podstawy, by cieszyć się ustaleniami ostatnich dekad podanymi przez Peeblesa).