Nazwisko Amosa Oza znane jest na całym świecie. To izraelski pisarz, żyjący w latach 1939-2018, którego twórczość doceniana jest w wielu krajach i przez różne gremia. Uważany za kandydata do literackiej nagrody Nobla, nie został nią jednak uhonorowany, choć jego twórczość zachwyca i pociąga. Moją przygodę z tym wybitnym pisarzem rozpoczęłam od powieści „Mój Michael”, napisanej w 1967 roku, która ukazała się w serii Domu Wydawniczego Rebis „Mistrzowie literatury”.
Jest to opowieść o Chanie i Michaelu, historia ich małżeństwa, które nie należy do udanych, choć jego prawdziwa jakość ukryta jest gdzieś głęboko w duszy kobiety. Jej małżeństwo ma więcej z rozsądku, niż z miłości. Chana przeżywa swoją codzienność bez żadnych uniesień, mechanicznie, wypełniając swoje obowiązki, bez entuzjazmu zajmując się synem Jairem. Wszystkie jej działania są podszyte jakąś depresyjną, smutną prawdą o rzeczywistości, która jej nie uszczęśliwia, nie daje satysfakcji, bo jej najważniejszą cechą jest samotność.
Nie jest to literatura łatwa i przystępna. W tej książce nic się nie dzieje, brakuje emocji i akcji, a jednak cały czas oczekiwałam na jakiś przełom, jakie wydarzenie, które poruszy tą rodzinę, da sygnał do zmiany. A tu wszelkie małe i wielkie katastrofy przechodzą bez większego poruszenia, smutku czy współczucia, a chwil nieskrępowanej radości jest naprawdę niewiele. A i te ostatnie wcale nie cieszą.
Nie chciałabym, żeby z mojego opisu wyniknęło, że książka jest nudna. W żadnym wypadku. Choć opisuje życie zwyczajnej rodziny, w której wszystkie dni są do siebie podobne, to jednak towarzyszące Chanie uczucie smutku i osamotnienia jest przejmujące. Poddała się sposobowi życia, które wcale jej nie pociągało, stąd jej brak entuzjazmu i powtarzające się epizody depresyjne, emocje lub ich brak, które wręcz wywołują wyrzuty sumienia u Chany jako matki i żony. Jej postawa jest odpychająca, nie wzbudza sympatii, co może mieć znaczenie dla potencjalnych czytelników. Cóż, nie da się lubić osoby niezadowolonej, niedoceniającej życia, które ma, bo przecież sama je może kształtować, a pozostaje bierna. Ma dobrego męża i cudownego syna, jednak nie czuje się z nich dumna. Pomimo tego wiem, że Chana zostanie w moich myślach na długo.
Ważnym bohaterem tej opowieści jest Jerozolima lat pięćdziesiątych XX wieku, w której mieszkają bohaterowie. Społeczeństwo miasta, jego historia, jego architektura i układ, wreszcie klimat, który nie jest tak gorący i suchy, jak sobie zupełnie nieświadomie wyobrażałam, to niemy, a jednak istotny świadek rozpadającej się więzi między bohaterami.
Czytałam tę książkę długo i w skupieniu, bo jej styl i niedosłowność nie nadają się na lekturę do poduszki. Autor pisze w sposób lakoniczny, często posługuje się krótkimi zdaniami, które nie mówią niczego wprost. Emocje ukryte są między słowami, w tych zdaniach i sytuacjach, które uderzają w struny najgłębszych uczuć. Amos Oz ma przy tym jednak zdolność opisywania miejsc w sposób plastyczny, nawet malowniczy. Pozostaje mi zachęcać do zapoznania się z „Moim Michaelem” i wyrobienie sobie własnej opinii, bo potrafię sobie wyobrazić, że nie każdemu taka proza przypadnie do gustu. Dla mnie to dzieło wybitne, wiele mówiące o kobietach i o małżeństwie.