Przyznam, że już wcześniej miałem do czynienia z tą serią książek o przygodach Zielonych Płaszczy. W jakimś stopniu mógłbym rzec, że trochę się na nich wychowałem. Niemniej niestety muszę przyznać, oczywiście z perspektywy upływających lat, że całość mnie nie zachwyciła. Są mocniejsze i słabsze tomy, i chyba Smocze oko należy do tej drugiej grupy.
Jakie są mocne strony fabuły? Na pewno wartka akcja – dzieje się szybko, wręcz intuicyjnie. Zielone Płaszcze, rozbite, żeby nie rzec – wyniszczone – dalej starają się pilnować porządku. Nasza „skuteczna” czwórka Bohaterów Erdasu – Conor, Abeke, Rollan i Meilin stawiają czoła księżniczce Song, która dosyć krwawo i bezwzględnie przejmuje władze w cesarstwie. A że czyni to kosztem życia własnego ojca… Sprawnie niszczy całą organizację Zielonych Płaszczy, zdobywa wszystkie ważne artefakty mocy, przekształca swojego zwierzoducha w najpotężniejsze stworzenie na ziemi… I szczerze powiedziawszy, właśnie postać księżniczki, a w tym tomie już cesarzowej, Song stanowi najmocniejszy atut tej powieści. Jest najbardziej ludzka, najbardziej wyrazista i najłatwiej ją zrozumieć. Pomimo tych wszystkich złych czynów, odczuwa się do niej pociąg, połączony ze współczuciem. Zaś Bohaterowie Erdasu choć skuteczni, są wręcz posągowi. Pokonywanie wszelkich trudności przychodzi im niemal bez wysiłku.
Jakie są słabe strony? Hmm – jest ich trochę. I tak zwierzoduchy, choć piękne, również jako pomysł na historię, nie są zbyt aktywne. Choć mają wielką moc, dzieciaki nie potrafią jej skutecznie wykorzystać, a jeśli już to czynią, odczuwa się niedosyt.
Główni bohaterowie zdają się być nadludźmi – niezwykle przedsiębiorczy, wytrwali, sprawni… Osobiście mnie to razi. Autor nie podarował tym postaciom głębi. Choć żyją, czują, odnosi się wrażenie, że pisarz chciał rozwinąć całą fabułę szybko, jakby gdzieś się spieszył. Nie przyłożył się do tego, by pogłębić ich wewnętrzne przeżycia. Nawet próby, które muszą przejść, nie wymagają większego wysiłku, nie budzą emocji. Po prostu są. A przecież nastolatki mają w sobie taką głębię, taką nieokreśloną energię, która wciąga jak odmęty oceanu. W Smoczym oku tego mi zabrakło.
Kolejną wadą, moim skromnym zdaniem, jest fakt, iż całość jest prozaiczna, nie realna. Fakt, każdy ma prawo do własnej wyobraźni… ale by kogoś porwać, trzeba sprawić, by historia nosiła znamiona rzeczywistości. Tutaj tego nie ma. Niezwyciężone nastolatki, którym wszystko przychodzi łatwo – razi, wręcz dławi. Pamiętam to, jak sam byłem nastolatkiem, jak czułem się nieśmiertelny. Przekraczanie granic wydawało się łatwe, choć takim w rzeczywistości nie było. Zwyczajnie się na wiele rzeczy nie zważało. Co więcej, nigdy nie zastanawiałem się nad głębszym sensem czy celowością moich czynów, a tym bardziej, jakie mogą przynieść konsekwencje w przyszłości. Żyłem chwilą. Śmiem więc twierdzić, iż pomysł, nastolatków potrafiących tak daleko i skutecznie wybiegać myślą w przyszłość, tak głęboko przewidywać konsekwencje swoich czynów, jest absurdalne. Nastolatki to ogień, niepohamowany, nieodgadnięty, nieposkromiony, łatwowierny. Młodzież, niezależne od epoki, zawsze jest swoistym lekkoduchem. I tego brakło mi w powieści. Nasi bohaterowie są wręcz zaprzeczeniem swojego wieku. Są nad wyraz inteligentni, bardziej emocjonalnie niż intelektualnie, mają zbyt rozwiniętą samoświadomość. Gdybym znowu był nastolatkiem, wiem, że książkę bym przeczytał, ale z pewnością niczego by mnie nie nauczyła. Nie wywarłaby na mnie większego wrażenia. Ale ja jestem dziwakiem. Spróbujcie sami i zdecydujcie czy warto.
Czy poleciłbym tę książkę? Hmm, i tak, i nie. Dorosłych odrzuci, a młodzież raczej nie porwie. Momentami miałem wrażenie, że postacie są pozbawione uczuć, że są niemal posągowe. Nie mogę powiedzieć, że Autor nie ma pomysłu na historię. Ma, ale nie wykorzystuje ich potencjału w pełni. Wprawdzie książkę czyta się szybko, momentami z zainteresowaniem, ale wszędobylski patos drażni.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.