„Smilla w labiryntach śniegu” należy do literatury duńskiej, czym doskonale wpisuje się w przerabiane na czas wakacji przeze mnie książki skandynawskie. To moje drugie podejście do tej powieści, za pierwszym razem oddałam ją nie czytając. Uważam, że do niektórych lektur trzeba dorosnąć, do tej także.
Wydawca przedstawia książkę Høega jako niezwykłe połączenie wątku kryminalnego i epickiej wielowarstwowości, które zawiera elementy książki sensacyjnej i literatury psychologicznej. Mogę się z tym zgodzić, choć czytając widzi się, że część kryminalna jest tak naprawdę tylko tłem dla tworzenia wspaniałego studium postaci ludzkiej.
Powieść rozpoczyna się od pogrzebu Esajasa, chłopca który był bardzo bliski Smilli i mechanikowi. Według policji to był nieszczęśliwy wypadek, jednak Smilla, która zna go lepiej uważa inaczej. Jej odczucie jest motorem napędowym kolejnych zdarzeń i sytuacji, które mają miejsce w książce.
Główną bohaterką powieści jest Smilla Jaspersen, córka Eskimoski i duńskiego lekarza. Żyje ona jednocześnie w dwóch światach: Grenlandii z dzieciństwa, gdzie się wychowała i żyła razem z matką i bratem oraz Danii do której sprowadził ją ojciec, chcą posiadać blisko siebie namiastkę kobiety, która zawsze kochał. Smilla ciężko znosi trudy życia w Danii, miejsca gdzie jest pełno biurokracji, tak innego od życia na wolności, które dawała Grenlandia.
„Nie lubię być pod nadzorem. Nienawidzę kart do obijania i ruchomego czasu pracy. Mam alergię na zbiorcze rejestry. Brzydzi mnie kontrola paszportowa i akty urodzenia. Obowiązek szkolny, obowiązek udzielania informacji, obowiązek utrzymania rodziny, obowiązek zadośćuczynienia za szkody, obowiązek dochowania tajemnicy, całe to potworne grzęzawisko państwowych organów kontroli, żądań, walących się na głowę po przyjeździe do Danii, które na co dzień wypieram ze świadomości.” (s. 298)
Opis książki na okładce jest dla mnie odrobinę mylny, w ogóle nie widzę w kontaktach Smilli z mechanikiem „cudownie erotycznego, pełnego uczucia love-story”. Owszem, jest seks, jest jakieś uczucie, fascynacja, ale opis wydawcy bardziej kieruje nasze myśli w stronę szczęśliwego zakończenia rodem z komedii romantycznych. Niestety nic takiego nie następuje.
Pozwalając odkryć coś z fabuły dodam, że Smilla prowadząc swoje dochodzenie odkrywa coś o wiele większego niż się jej początkowo wydawało. Dla tej sprawy ginął ludzie, dla niej także ona naraża swoje. Wraz z pierwszą myślą wypowiedzianą na głos, że policja coś ukrywa, że za szybko kończy śledztwo staje się zwierzyną, na którą zaczynają polować prawdziwi drapieżcy.
Książka pełna jest intelektualnych twierdzeń, geograficznych i geologicznych spostrzeżeń. Pisana pięknym językiem, którego nie traci nawet podczas narad i naukowych dysput. W swej niebywałej urodzie jest jednocześnie literaturą niełatwą, wymagająca pełnego skupienia podczas jej czytania. Absorbuje i skupia uwagę. Uważam, że jest to doskonałe studium samotności, jaka może dotknąć człowieka. Nie umiem sobie wyobrazić jak musi się czuć osoba, która po wielu latach bycia osobno, pozwala sobie na uczucie, które może okazać się jedynie grą?
„Miłość rodzi się z nadmiaru energii; umiera, gdy skupia wszystkie siły na przetrwaniu, kiedy absorbują go problemy takie jak głód, sen czy potrzeba bezpieczeństwa.” (s. 397)
Tłem powieści jest zimna Dania, a także arktyczne lody Grenlandii. Książka obfituje w wiele opisów skandynawskich krajobrazów, zamrażając czytelnika chłodem. Doskonale komponują się one z treścią książki, która nie jest lekkim, przyjemnym czytadłem. Całość dopełnia zakończenie, które mogę obiecać, że zaskoczy każdego.
5/6