"Mówi się, że kiedy zamykają się jedne drzwi, to otwierają się drugie".
Bardzo często, w różnego rodzaju rozmowach, na słowo "depresja" ludzie reagują co najmniej z pobłażaniem, drwiną lub zupełną ignorancją. Ja sama używam czasami tego określenia z nieco prześmiewczym wydźwiękiem, w swoich gorszych mentalnie dniach. Teraz jednak wiem, że po przeczytaniu ostatniego zdania najnowszej książki Agnieszki Turzynieckiej, już nigdy nie użyję bezpodstawnie tego słowa. Słowa, które dla mnie diametralnie zmieniło swoją wymowę.
Agnieszka Turzyniecka to pasjonatka podróży, języków obcych, dobrego kryminału oraz miłośniczka psów. Studiowała germanistykę i romanistykę na niemieckim uniwersytecie, jednak w dziesiątym semestrze przerwała naukę. Autorka pracowała jako dziennikarka dla lokalnej prasy, obecnie zaś pracuje w ogólnopolskich gazetach. Od 2009 mieszka w Polsce, w sieci znajdziecie jej blog - "Gryzipiórek".
Marlena to dwudziestosiedmioletnia Polka, mieszkająca w Niemczech. Bohaterka od dziecka boryka się z zaburzeniami maniakalno-depresyjnymi, powodującymi myśli samobójcze. Kolejny nawrót choroby, skłania ją do dobrowolnego zgłoszenia się do szpitala psychiatrycznego, w celu uzyskania niezbędnej pomocy. Marlena z najbardziej lekkiego oddziału, trafia na ten najgorszy - zamknięty, gdzie poznaje różnych pacjentów. Pacjentów, za którymi zawsze stoi ludzka tragedia.
"Dziewczynka z balonikami" to trudna i niezwykle wyczerpująca powieść psychologiczno-obyczajowa, której lektura odciska niezapomniane piętno. Losy Marleny – osoby zmagającej się z chorobą, która często traktowana jest przez ludzi pobłażliwie - to trafiające w duszę studium psychologiczne człowieka, którego przeszłość determinuje teraźniejszość. Agnieszce Turzynieckiej poprzez kreację głównej bohaterki, udało się w sugestywny sposób ukazać problem wielu ludzi, którym ta choroba nie pozwala prowadzić normalnego życia. Muszę przyznać, że dotąd również i mojej osobie towarzyszyło stereotypowe podejście do pojęcia depresji, którą utożsamiałam bardziej z czasowym niedysponowaniem, bądź zwykłym lenistwem i brakiem chęci do jakichkolwiek zmian. Tymczasem, przypadek Marleny uświadamia, czym tak naprawdę jest ta poważna choroba i jakie są jej symptomy. Autorka musiała dość szczegółowo zgłębiać ten temat, dużo czytać i być może poznać kogoś, kto zmagał się z depresją, gdyż widać to w całej konstrukcji fabularnej, precyzji i oddaniu szczegółów życia na oddziale. Co ważne, klimat leczenia Marleny w szpitalu nie jest tak przytłaczający, jak ludzie, których autorka stawia na drodze głównej bohaterki. Dla jednych bowiem nie ma już ratunku, a dla innych los szykuje drugą szansę.
Oprócz realistycznego przedstawienia wymiaru depresji, czytelnika zatrważać może również ukazanie stosunków jakie panują pomiędzy matką i córką, oraz co gorsze, wpływu przeszłości na kondycję psychiczną dorosłego człowieka. Brak miłości ze strony matki, ciągła oziębłość i stałe wyzywanie od grubasów i nieudaczników, okaleczyły na całe życie główną bohaterkę. To zatrważające, jak można poniżać własne dziecko, jednocześnie je kochając. Agnieszka Turzyniecka pokazała w ten sposób obraz skomplikowanych stosunków rodzinnych, których z pewnością w naszym świecie nie brakuje. To wielce smutny obraz, dający wiele do myślenia, mocno przygnębiający.
Od samego początku moją uwagę zwróciła tajemnicza okładka, doskonale odzwierciedlająca tytuł powieści i również jej fabułę. Tytuł bowiem, nawiązujący do małej dziewczynki z balonikami nie został użyty przypadkowo, o czym zapewne przekonają się czytelnicy podczas czytania powieści. Warto również wspomnieć o tym, że pomimo przygnębiającego wydźwięku całej historii Marleny, na końcu pojawia się iskierka nadziei. I za to dziękuję Agnieszce Turzynieckiej - za ten okruch dobrej myśli.
Nie powiem Wam, że "Dziewczynka z balonikami" to lektura, która sprawia przyjemność. To książka ciężka, trudna i często wymagająca odłożenia jej na chwilę, by przemyśleć pewne kwestie. Jednak wiem, że warto było poznać historię Marleny i jej zmagań z depresją, bowiem odtąd to słowo nabrało dla mnie całkowicie innego znaczenia. Zachęcam do zajrzenia we wnikliwe studium osoby, która chce normalnie żyć - mimo wszystko.