„10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Elif Shafak i tak bardzo żałuję, że dopiero teraz ją odkryłam. Brakuje mi słów, żeby wyrazić jak bardzo uwiodła i otuliła mnie jej proza. Może to zabrzmi dziwnie, ale wg mnie autorka pisze o życiu tak, jakby już całe przeżyła, jakby była już staruszką, która dzieli się wieloletnim doświadczeniem, a ile w tym mądrości, szczerości i czułości... Elif Shafak snuje swoją opowieść niespiesznie, wpasowując się w rytm codzienności, która jest niestety podróżą tylko w jedną stronę. A po drodze każdy z bohaterów jest wręcz bombardowany wyborami, zarówno swoimi, jak i innych. Najpierw smakują życie, jakie podsuwają im rodzice, a to pozostawia w nich głęboki ślad i determinuje w dużym stopniu, jak przeżyją swoją dorosłość. I choć każde z nich napisze swoją własną historię, to przecież będzie ona utkana zarówno z przeszłości, jak i teraźniejszości - wraz z historiami bliskich osób, ale zamiast kropki na horyzoncie pojawi się obietnica przyszłości. Tylko śmierć może przerwać tę opowieść... I tak się też niestety stanie... Być może pierwszy raz moja recenzja będzie bardzo chaotyczna i nieskładna, ale nie potrafię inaczej, bo ta książka jest jak powiew prawdy o życiu, którą wręcz łapczywie próbowałam złapać. Czy mi się to udało? Chciałabym, żeby tak było, bo tak bardzo mi zależało, by zrozumieć wszystko, każde słowo, myśl, przesłanie...
Ta powieść zaczyna się dosyć zaskakująco. Leila umarła, ale jej mózg jeszcze żyje, więc kolejne minuty to przywoływanie wspomnień z różnych etapów jej życia. Dziewczyna smakuje przez ten krótki czas wszystkie ważne chwile na nowo, bo przecież tak trudno się pożegnać ze światem. Przyglądałam się temu wszystkiemu ze ściśniętym gardłem, bo tak wiele było w tym emocji, tak wiele prawdy... Ta niezwykle intymna opowieść pozostawiła we mnie trwały ślad… Ale to tylko pierwsza część książki. Druga natomiast opowiada o przeżywaniu żałoby przez przyjaciół Leili. A ci będą się starać nie dopuścić do tego, by bliska ich sercu dziewczyna została zapomniana. Ich desperacka walka o godność zmarłej przywraca wiarę w ludzi... I choć bardziej poruszyła mnie historia opowiedziana przez Leile, cieszę się, że Elif Shafak pokusiła się o drugą część. Wg mnie po to, by mocno podkreślić,że przecież śmierć oznacza nie tylko koniec, ale również początek. A mowa tutaj o żałobie... Autorka pokazała mi też urzekające stare miasto. Stambuł widziany jej oczami jest pełen sprzeczności, choć wydaje się barwny i tętni życiem, przepełniony jest samotnością i niezrozumieniem. Życie miesza się tutaj ze śmiercią, bogactwo z biedą, starość z młodością, przyjęte normy z próbą ich obalenia... Czy jest nadzieja, by walka o wolność i tolerancję nie była z góry skazana na porażkę?
Zaznaczyłam sobie wiele fragmentów, ale doszłam do wniosku, że nie będę tu żadnego przytaczać, bo chciałabym, żebyście odkryli je sami, na własnych warunkach. Uczucia same Was zaprowadzą do tych odpowiednich. Myślę, a przynajmniej taką mam nadzieję, że obcowanie z tą niezwykłą i szczerą prozą będzie dla Was ogromnym przeżyciem. Smakujcie ją powoli, nie pozwólcie by coś ważnego Wam umknęło. Czytajcie, naprawdę warto!
Na koniec chciałabym jeszcze docenić pracę tłumaczki Natalii Wiśniewskiej! Wielkie ukłony w kierunku Wydawnictwa Poznańskiego za tak piękne wydanie. Pamiętam, że głosowałam właśnie na tę cudowną okładkę, kiedy wydawnictwo poprosiło o pomoc czytelników. Bardzo się cieszę, że większość zdecydowała tak, jak ja! :)
P.S. Powieść znalazła się na na krótkiej liście tytułów nominowanych do Nagrody Bookera, a to robi wrażenie...