„Gwiazda Strindberga” – tytuł, który intryguje. Opis zapowiada wiele atrakcji fabularnych, a porównanie jej treści do książek Dana Browna czy też powieści Verne’a – kusi. Ponadto zawiera w sobie moje ulubione gatunki. To przeważyło szalę. Musiałam ją przeczytać. Spodziewałam się po niej bardzo dużo, tego nie ukrywam i chyba dlatego tak boleśnie odczułam niemałe rozczarowanie. Książka autorstwa Jana Wallentina okazała się dość dobrze napisana, jednak podczas lektury to zaintrygowanie i zaciekawienie w jednym gdzieś wyparowuje. Choć na brak akcji nie można narzekać, „Gwazda Strindberga” okazuje się słabo wypadać na tle innych podobnych tytułów.
Samotny nurek podczas swojej podmorskiej wyprawy odkrywa miejsce, w którym leżą doskonale zakonserwowane zwłoki człowieka. Ale również bardzo cenny przedmiot – krzyż pokryty nieodgadnionymi znakami runicznymi. To odkrycie doprowadza do dalekiej podróży, która ma za zadanie doprowadzić do antycznej gwiazdy. Co nie jest łatwe, gdy przedmioty znajdują się w bardzo odległych od siebie miejscach. Jednak są one kluczem do najpilniej strzeżonej tajemnicy na świecie…
Ten tytuł, jak już wspomniałam, musiałam przeczytać. Nie dość, że należy do ulubionego gatunku, dodatkowo opis zdołał mnie nieźle zaintrygować. Na tym się jednak skończyło pozytywne myślenie. Czytając „Gwiazdę Strindberga” miałam dziwne odczucie, że ten duch przygody gdzieś znika z każdą stroną. Owszem, całkiem nie zniknęła, bowiem coś musiało się dziać, jednak zabrakło adrenaliny i tego przyjemnego napięcia, jakie towarzyszy czytelnikowi w powieściach przygodowych. Została jedynie czysta ciekawość, co stanie się dalej i jak zakończą się poszukiwania, i jedynie te dwa elementy zdołały mnie przetrzymać do samego końca.
Początek wydawał się całkiem niezły. Cała ta nagonka po znalezieniu zwłok przez nurka daje obraz akcji, która rozpoczyna ciąg wydarzeń, które zaś będą wciągać i intrygować czytelnika. Jednak autor poszedł w całkiem odwrotnym kierunku. Po tych wydarzeniach fabuła jakby zwalnia, z każdym rozdziałem wydarzenia toczą się ospale i tylko pojedyncze zrywy przygód bohaterów pozwalają nie zasnąć podczas lektury. Okropnie ciągnęły mi się niektóre części, tak jakby autor na siłę ciągnął treść tej książki. Mówiąc szczerze, ta ciekawość, co jednak wydarzy się dalej, trzyma czytelnika przy książce. Gdyby jej zabrakło, tytuł znacznie straciłby na wartości. A tak chociaż zagadka i ciekawość pozwolą na dokończenie lektury.
Spodziewałam się po tej książce bardzo wiele i zupełnie czegoś innego. Tymczasem wyszło jak wyszło. „Gwiazda Strindbrga” nie jest złą książką, jednak do udanych również nie należy. Przede wszystkim autor zapomniał dodać więcej akcji i co najważniejsze – powinien postarać się o bardziej rozległe intrygi, które nie pozwolą oderwać się od lektury. Błędy autora jednak zdołam przeboleć i zapomnieć, debiutantom w końcu zdarza się je popełniać. W dodatku jest nadzieja, że kolejne książki mogą być lepsze – jego styl jest całkiem zgrabny i dobrze się go czyta. W dodatku ma głowę do wymyślania fabuły. W końcu pomysł na „Gwiazdę Strindberga”, choć niezbyt dobrze napisany, jest w stu procentach bardzo ciekawy. Prawda?