Nim nadejdzie mróz to już ostatnia książka z serii o komisarzu Kurcie Wallanderze. Do tej pory z jego postacią spotkałam się raz, przy okazji lektury Piątej kobiety. Cóż, gdyby tamta książka mi się nie podobała to czy sięgnęłabym po tę, kolejną? Odpowiedź jest prosta - nie. A czy to spotkanie ze szwedzkim kryminałem się udało? Zaraz Wam odpowiem.
Linda Wallander, córka dotychczasowego głównego bohatera, pragnie przejąć pałeczkę po ojcu. Niedługo zaczyna swoją pracę w policji. Jednak wcześniej ginie jej przyjaciółka Anna. Dziewczyna niepokoi się o los przyjaciółki, lecz ojciec nie traktuje tej sprawy poważnie. Przyszła policjantka bierze sprawę w swoje ręce. Zaginięciu Anny towarzyszą serie tajemniczych wydarzeń. Morderstwo przypadkowej (?) kobiety, pożary kościołów i napaść na Lindę. Czy teraz sprawa jest na tyle poważna, aby Kurt Wallander zainteresował się zaginięciem przyjaciółki córki? Dokąd zaprowadzi ich trop fanatycznej sekty, na który wpadli?
Aura tajemniczości i niesamowity klimat, które towarzyszą nam w czasie czytania książek Henninga Mankella, są niczym mgła przylegająca do naszego ciała i próbująca wedrzeć się w najgłębsze zakamarki naszego umysłu. Otula już przy pierwszych stronach książki, a odpływa dopiero przy jej zakończeniu. To właśnie sprawia, że kryminały te są tak realistyczne, wciągające i po prostu oczarowują Czytelnika.
Na uwagę zasługuje również fakt, iż autor po mistrzowsku łączy w zakończeniu wszystkie wątki, które na początku wydawały się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Mimo iż na pierwszych stronach powieści akcja nie leci na łeb na szyję, nie nudzimy się. Jesteśmy stopniowa wprowadzani w życie bohaterów, stopniowo rozwija się właściwa akcja, która z czasem nabiera tempa.
Jak to u Henninga Mankella w książkach bywa, tutaj także autor porusza aktualne problemy społeczny. W tej powieści trafiło na sekty religijne. Jak wielką potrafią wyrządzić krzywdę? Jak są silne i do czego zdolne osoby, które ślepo wierzą w coś czy kogoś, kto wyrządza same krzywdy i nie robi nic dobrego? Najgorsze jest to, że przewodniczący takich sekt często wykorzystują dobrych i prawych ludzi i tak mieszają im w głowach, że te osoby dadzą sobie wmówić wszystko. Nawet to, że Bóg wymaga ofiar, a oni mają te ofiary złożyć. Nieważne człowiek czy zwierzę. Jedna osoba czy kilkanaście, kilkaset. Ważne, żeby w oczach swojego boga zobaczyli uznanie.
Przejdźmy teraz do bohaterów. Jest to pierwsza część z serii z Lindą Wallander, a zarazem ostatnia część z serii z Kurtem Wallanderem. Można więc się domyślić, iż w tej książce bardziej skupimy się na córce komisarza, aniżeli na nim samym. Rozstanie z głównym bohaterem poprzednich części nie jest bolesne i nagłe. Spokojnie, Kurt Wallander nie ginie w tajemniczych okolicznościach i nie zostaje postrzelony podczas żądnej akcji. Nie, on cały czas nam towarzyszy. Jest, ale w tle. I muszę Wam powiedzieć, że Lindę Wallander polubiłam tak samo jak jej ojca, a może nawet bardziej? Tak samo logiczna i konkretna jak ojciec. Może ma tylko więcej uczuć, które zneutralizują się podczas pracy w policji. Jedno co o córce komisarza mogę stwierdzić, to to, iż jest ona na pewno mniej nerwowa niż ojciec. Chociaż może i to ulegnie zmianie po tak długim stażu w policji, po zarwanych nocach i po hektolitrach kawy, które przyszła pani komisarz będzie musiała wypić, aby w miarę logicznie myśleć.
Kolejne spotkanie ze szwedzkim kryminałem Henninga Mankella wypadło nad wyraz dobrze. Jestem zadowolona i podobnie jak książki Piąta kobieta tej także na długo nie zapomnę.
Zapomniałam wspomnieć, iż tę książkę można swobodnie czytać bez zapoznania się z poprzednim tomem. Jednak zachęcam Was do przeczytania wszystkich kryminałów, w których występuje postać Kurta Wallandera.