Tragedia. Tym jednym słowem mogę szczerze określić tę książkę. I nie chodzi mi o to, że okazała się ona klapą - wręcz przeciwnie, była to jedna z najlepszych książek, jaką miałam okazję w swoim życiu przeczytać.
Ta historia nie mogła się skończyć dobrze.
"Kręcąc się" wokół tej powieści, myślałam, że porusza ona zupełnie inną tematykę. Że jest to książka fantastyczna. Nie jest. Jest to cholernie prawdziwa historia, która zostanie w Waszych głowach na długi czas. Niczym się jej nie pozbędziecie. Tak samo, jak nie uda Wam się powstrzymać potoku łez.
Kiedy zaczęłam czytać Baśniarza, nie byłam za bardzo przekonana, czy jest to dla mnie odpowiednia lektura. Bo tak jak wspominałam wcześniej - spodziewałam się całkiem innej tematyki. Spotkała mnie niespodzianka.
Od chwili, kiedy poznałam Annę i Abla wiedziałam, że oni będą razem. Wiedziałam, że oni muszą być razem i prędzej czy później tak się stanie. Cóż, nie myliłam się.
Ciśnie mi się na usta porównanie wątku miłosnego w tej książce, do historii Romea i Julii. Wiem, niektórzy powiedzą, że przesadzam, ale tak jest. I w sumie, to nie wiem co mam napisać w tej recenzji... Chcę Wam przekazać wiele, a zarazem nie chcę zdradzać zbyt dużej ilość szczegółów, bo wtedy nie przeżyjecie tej historii tak, jak ja. A może byłoby wtedy lepiej? Bo zaoszczędziłoby Wam to złamanego serca i paczki chusteczek...
Właściwie, to nie wyjaśniłam jeszcze, czego dotyczy fabuła tej powieści. Otóż, Anna poznaje Abla w dość dziwnych okolicznościach. Dziewczyna oddaje mu lalkę, tak, lalkę, którą bawią się małe dziewczynki. Okazuje się, iż Abel ma siostrę, do której owa zabawka należy. Wydawać by się mogło, że na tym ich "znajomość" się skończy. Jednak Annie ten chłopak nie daje spokoju. Intryguje ją, pociąga, ale jednocześnie przeraża. Mówią, że jest polskim handlarzem pasmanterią. Tajemniczy Tannatek, który zapewni dobrą zabawę na każdej imprezie. Jednak pod przykrywką handlarza kryje się zwykły-niezwykły chłopak, który wciąga Annę do świata baśni. Baśni, która nie dzieje się za siedmioma górami, lasami, rzekami i za czym tam jeszcze dzieją się baśnie. Ta historia to prawdziwe tu i teraz.
Abel opiekuje się młodszą siostrą, Michi. Ich matka wyjechała, a chłopak robi wszystko, żeby siostra została z nim i nie zabrano jej do domu dziecka. W miarę zbliżania się do Tannateka, Anna zagłębia się w tajemniczą historię rodzeństwa. Na ich drodze staje wiele przeszkód, które udaje im się pokonać. Choć może niekoniecznie...
Tak sobie myślę, że pewnie teraz jeszcze bardziej Wam namieszałam w głowach. Wybaczcie, ale nie potrafię tej historii przedstawić klarownie. Chyba sama do końca jej jeszcze nie rozumiem. I nie wiem czy kiedykolwiek mi się uda ją zrozumieć. I nie potrafię tej książki zrecenzować tak, jak to robię z innymi. Ta historia jest dla mnie zbyt realistyczna i zbyt życiowa, żebym mogła ją od tak sobie ocenić.
Po prostu chcę Wam tak wiele przekazać, a jednocześnie nie wiem od czego zacząć.
Na początku myślałam, że będzie tak, jak w większości książek - mimo początkowych przeszkód, główni bohaterowie i tak będą razem. I w pewnym sensie tak się stało, a w innym, stało się zupełnie na odwrót.
Coś, co zapowiadało się lekką lekturą do poduszki, okazało się smutną historią. Zupełnym przeciwieństwem szczęśliwego zakończenia, w który królewna odnajduje księcia i żyją razem długo i szczęśliwie.
Razem z wydarzeniami w rzeczywistym świecie, życie toczy się także w baśni opowiadanej przez Abla.
Jest w niej Mała Królowa, mors, różana dziewczynka, latarnik... Wszystkie te postacie żyją naprawdę. Czy dostrzeżecie podobieństwa i odkryjecie ich prawdziwe twarze zanim będzie za późno?
Mnie się to nie udało, ale czy gdybym dała radę, to zakończenie tej książki w jakiś magiczny sposób uległo by zmianie?
"- To jest miejsce, gdzie wszystkie wołania wpadają do morza, bo nie sięgają dalej. Na dnie morza widziałem leżące słowa, tysiące słów, wraki zdań, pytania i odpowiedzi, które nigdy nie dotrą do celu... - wyjaśnił mors.
- Jakie to smutne! Cmentarzysko słów! - zawołała Mała Królowa."
Żeby zachować resztki jako-takiego profesjonalizmu (co przy tej książce przychodzi mi z prawdziwym trudem), powiem Wam, że spotkałam się tu z dużą ilością literówek. Oczywiście nie przeszkadzało mi to w czytaniu i nie przyćmiło zalet tej książki, ale rzuciło mi się w oczy. Oprócz tej drobnej uwagi, nie mam zastrzeżeń, co do Baśniarza. Akcja dzieje się szybko, fabuła wciąga Czytelnika. W pewnym momencie lektura tak mnie wciągnęła, że dwieście stron przeleciało mi w mgnieniu oka. Mogę powiedzieć, że zatraciłam się w tej historii, a opowieść baśniarza utkwiła głęboko w mojej głowie i w moim sercu.
Nie wiem, czy kogokolwiek do tej książki zachęciłam, czy może wręcz przeciwnie - popisałam się swoim brakiem profesjonalizmy i jeszcze bardziej zniechęciłam do przeczytania Baśniarza. W sumie za bardzo mnie to nie obchodzi. Czy było to nieprofesjonalne? Możliwe, że było. Ale było też bardzo szczere, pisane prosto z serca.Dla mnie to jest najważniejsze.