Służące to w moim przypadku jedna z tych powieści, o których słyszałam, ale raczej nie mam zamiaru przeczytać. Dlaczego więc ją przeczytałam? Zachęciła mnie do niej Anita z Book Reviews, która nagrywa videorecenzje na Youtube. Genialnie zrecenzowała tę powieść na swoim kanale i po jej obejrzeniu stwierdziłam, że koniecznie muszę ją przeczytać, bo skoro tak bardzo spodobała się Anicie, to znaczy, że coś w niej jest. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko - udało mi się ją wypożyczyć podczas wizyty w miejskiej bibliotece i zachwycić, jak wielu innych czytelników.
Powieść opowiada o trzech rewelacyjnych i niezwykle odważnych kobietach: Aibileen, Minny i Skeeter. To one, naprzemiennie, są jej narratorkami. Kobiety połączyła wspólna sprawa - chciały, by świat poznał prawdę, jak to jest być czarnoskórą służącą u białych państwa. Akcja powieści toczy się w latach sześćdziesiątych XX wieku, gdy w Stanach Zjednoczonych istniał widoczny podział na białych i kolorowych. Korzystali oni z osobnych toalet, wykonywali różne prace, a nawet nie mogli mieszkać w sąsiedztwie, nie mówiąc już o tworzeniu jakichkolwiek związków czy przyjaźni. W takich realiach żyją i pracują u zamożnych białych dwie czarnoskóre służące - Aibileen i Minny. Podczas lektury możemy dowiedzieć się, na czym konkretnie polegała ich praca, jak wyglądały ich stosunki z białymi czy z ich dziećmi, a także jak wyglądało ich życie po pracy, ile zarabiały i jakie miały problemy. Natomiast panienka Skeeter pochodzi z całkiem innego świata, jeśli mogę tak to nazwać. Przede wszystkim warto zacząć od tego, że jest biała, pochodzi z zamożnej rodziny i właśnie wróciła ze studiów do domu rodzinnego. Marzy by zostać pisarką lub dziennikarką, jednak będąc kobietą a nie mężczyzną, a na dodatek bez doświadczenia trudno jej rozpocząć karierę zawodową. Różni się ona od innych białych tym, że razi ją segregacja rasowa, nie rozumie dlaczego czarni są traktowani jak gorsi. Nasze trzy bohaterki zaprzyjaźniają się i postanawiają zrealizować wspólny projekt zachęcając do udziału w nim kilka innych służących. Razem z nimi napotykamy problemy, którym muszą podołać, przede wszystkim w próbach utrzymania całego przedsięwzięcia w tajemnicy.
"Chcę krzyczeć, tak głośno, coby usłyszała mnie Malutka, że brudny nie znaczy kolorowy, a choroba to nie murzyńska dzielnica. Chcę powstrzymać tą chwilę, co przychodzi w życiu każdego jednego białego dziecka, jak zaczyna myśleć, że kolorowy nie jest taki dobry jak biały."
Służące to absolutnie genialna powieść, którą koniecznie musicie przeczytać! Choć skończyłam ją już kilka dni temu, to wciąż jestem pod jej dużym wrażeniem. Nie mogłam się oderwać od lektury, a gdy już musiałam to zrobić, to ta historia wciąż siedziała mi w głowie i wykonując inne czynności przyłapywałam się na tym, że myślę o niej, co bardzo rzadko mi się zdarza. Mimo iż jest tu poruszany trudny temat segregacji rasowej i możemy "z pierwszej ręki" dowiedzieć się, na czym polegała, to powieść wcale nie jest melancholijna czy nudna! Wręcz przeciwnie, to ciepła, miejscami zabawna historia, której największą zaletą są rewelacyjnie wykreowani bohaterowie, nie tylko główni, ale także ci drugoplanowi jak na przykład Holly, pani Leefolt, rodzice Skeeter czy panienka Celia. To naprawdę ogromny plus, ponieważ często się zdarza, że autorzy większą uwagę poświęcają kreacji charakterów głównych bohaterów, a tu jest całkiem odwrotnie (naprawdę wszystko się we mnie gotowało, gdy czytałam o działaniach Holly). Poza tym autorka świetnie rozgraniczyła narrację głównych bohaterek - Aibileen i Minny wypowiadają się prostym językiem, z typowymi błędami (jak np. lubieć czy tera), a Skeeter, jak na osobę po studiach przystało ma bogatsze słownictwo.
"Czy nie taki był sens książki? Czy nie chodziło o to, żeby kobiety zrozumiały: "Jesteśmy tylko dwiema istotami ludzkimi, nie tak znowu wiele nas dzieli. Znacznie mniej, niż sądziłam."
Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że rozkoszowałam się każdą stroną lektury. Byłam przeszczęśliwa, że książka ma niemal 600 stron i dosyć małą czcionkę, bo dzięki temu mogłam ją czytać i czytać... Jest w niej bardzo dużo wątków, a co interesujące, byłam ciekawa nie tylko tego, czy wspólny projekt panienki Skeeter i służących zakończy się sukcesem, ale również tego, jak potoczą się losy rodzin, u których pracują. Warty uwagi jest również fakt, że wątki te tworzą wspólną i poukładaną całość.
Czy mogę dodać coś jeszcze, aby przekonać Was do lektury tej powieści? Mam nadzieję, że nie, że jesteście już wystarczająco zachęceni do lektury. A mnie pozostaje teraz tylko zaopatrzenie się we własny egzemplarz...