Pytanie o Słowo z pociemniałego skrawka papieru zmienia nieśpieszną, nieco pastoralną gawędę o Józefie H. w opowieść o kilku pokoleniach rodziny Józefa H.
Słowo przywołuje upiory z przeszłości, staje się kluczem do poszukiwań i dociekań, a prawda…
Bywa, że czasami lepiej jest ją przemilczeć.
Rodzinny obiad w leniwe, letnie popołudnie jest jak swoiste fatum.
Przypomnieniem, że, cóż… że narodu wybranego się nie tyka.
Chuda ta książeczka jest jak mentalny kop w kolano. Jeszcze się przez niego nie przegryzłam.
Nie bardzo wiem, jak ubrać w słowa rozproszone myśli.
Najsampierw: Ogromne wrażenie zrobił na mnie warsztat pisarski Barbary Odnous.
Język, styl, to, jak ubiera myśli w słowa … Jestem zachwycona.
Drugie primo: Zdumiała mnie ilość słów opatrzonych przypisem: kierat, part, polepa, obstalować, wykopki, GS…
Znam to wszystko z własnego dzieciństwa: Jeździło się pomagać przy wykopkach, piło zsiadłe mleko łażąc na boso po polepie w letniówce dziadków, jeździło na zakupy do gieesów, gdzie na półkach stało mydło i powidło… Poczułam się stara.
Lecz największe wrażenie zrobił na mnie sposób, w jaki autorka odmierza kolejne dawki wojennej historii Lubelszczyzny, dotykając najbardziej mrocznych, najmniej chlubnych kart polsko-żydowskich korelacji tuż przed i niedługo po zakończeniu II WŚ.
Nie mogę powiedzieć, że nie wiedziałam, bo wiedziałam. „Te” rzeczy działy się nie tylko na Polesiu czy Lubelszczyźnie pozostając prawdą wstydliwą, ponurą, gdy to możliwe - zapominaną.
Jednakże nic nie przygotowało mnie na taki obrót rzeczy. Kompletnie nic.
Barbara Odnous stawia pod pręgierzem kręgosłup moralny w czasach, gdy nikt nie był pewien dnia ani godziny. Stawia na szali Sprawiedliwych, prawdziwych świętych swoich czasów, jako przeciwwagę przedstawiając tych, dla których cena za ludzki odruch okazała się zbyt wysoka.
Odnous sugeruje, że łatwo to wyliczyć: Wystarczy sprawdzić ile komu wydano kilogramów cukru. Hmm…?
To były trudne czasy dla bohaterów.
Można z daleka krzyczeć „Pomógłbym! Jak można było nie pomóc?!” Lecz na ile kilogramów cukru taki krzykacz wyceniłby życie własne, swoich dzieci, najbliższych?
Ciekawe pytanie, które zawisło między wierszami.
Podobał mi się sposób, w jaki Józef H. ze strzępków wspomnień, snów, półprawd i niedomówień składa w całość historię o Koenigu i śmierci ojca. W tym aspekcie "Obiad" to dająca do myślenia, emocjonalna historia.W pewnym stopniu było mi żal Koeniga - w tym czasie stracił tak wiele.
Lecz ojciec Józefa H. miał do stracenia tyle samo. Kto wie, może nawet więcej?
Nie podobała mi się natomiast swoista tendencyjność zakończenia.
Jakby Barbara Odnous po cichutku, bardzo subtelnie, opowiedziała się po jednej ze stron rodzinno-historycznego dramatu.
Albowiem, gdy Józef H. dociekł prawdy, w trakcie rodzinnego obiadu, palec boży zesłał na ziemię żywioł, który wszystkich krzywdzicieli Koeniga dotkliwie pokarał.
I tym gorzkim, poniekąd rozczarowującym akcentem...