Fanaberie to historia ze słodką okładką i niepozornym początkiem, które mogą zmylić. Na pierwszy rzut oka lekka i przyjemna, zmusza czytelnika do skupienia całej uwagi na szybko toczącej się akcji. Łączy w sobie elementy powieści obyczajowej i romansu, ale także kryminału, a przede wszystkim opowiada o rynku finansowym. Przyciąga oczy stwierdzeniem: „Bywają babeczki, na których rekiny łamią sobie zęby” i podaje na tacy wyjaśnienie…
To przecież jakieś fanaberie! – Ciotki Klary kręciły głowami z dezaprobatą, gdy kobieta zmieniała otrzymaną w prezencie cukiernię z tradycjami w firmę proponującą coraz dziwniejsze – ich zdaniem – wyroby. Szczęśliwie dla właścicielki niewiele osób podzielało tę opinię. Z roku na rok biznes rozrastał się i przynosił coraz większe zyski. Właśnie wtedy na drodze do szczęścia Klara napotkała silnego przeciwnika, rekina giełdowego, który postanowił dokonać wrogiego przejęcia „Fanaberii”.
Nie tylko interesy, ale też życie towarzyskie przysparza głównej bohaterce problemów. Kobieta wychowywała się w rodzinie z burzliwą przeszłością. Porzucona przez rodziców, spędziła dzieciństwo na Śląsku, u babci. W dorosłym życiu również odczuła, co to znaczy być opuszczonym przez najbliższych: mąż zostawił ją dla młodszej. Na szczęście Klara ma trójkę wspaniałych dzieci, które potrafią walczyć o szczęście swojej mamy!
Główna bohaterka to niesamowicie silna kobieta. W jednej garści trzyma rozwinięty przez siebie biznes, o który będzie musiała zawalczyć, a w drugiej kochającą i oddaną rodzinę. Jest ona typowym przykładem dającej sobie radę ze wszystkim matki-bizneswoman. Siła charakteru i uroda zjednują jej sympatię innych, ale są też źródłem największych problemów. Kobieta zostaje wpędzona w finansową i uczuciową pułapkę. Zegar tyka, czasu jest coraz mniej, a rozwiązanie gdzieś za horyzontem…
W książce, która jest debiutem literackim pani Jolanty Wrońskiej, uważny czytelnik znajdzie absolutnie wszystko zaczynając od intryg, przekrętów i prób porwania, a na wątku romantycznym kończąc. Przede wszystkim jednak zdobędzie on wiedzę na temat działania giełdy poprzez obserwowanie problemów Klary i poznawanie zasad gry przygotowanej przez dzieci głównej bohaterki. Autorce należy się uznanie za pomysł na fabułę – nie tylko ciekawy, ale też wartościowy, bo między wierszami uczy i tłumaczy i robi to bezboleśnie.
To jasne, że lekturze można wyrzucić kilka błędów. Przede wszystkim zakończenie na tle całości wydaje się być zbyt cukierkowe. Z racji, że należę do osób, którym wstawki z gwarą przeszkadzają w odbiorze, a zapisy typu „itepe” podnoszą ciśnienie, muszę przyczepić się także do tego. Myślę jednak, że warto przymknąć oko na niektóre niedociągnięcia, by nie przegapić tych najmocniejszych stron!
Narratorka zdobyła moją uwagę już samym nawiązaniem do jednej z piosenek Beatlesów, ale to szybko tocząca się akcja jest głównym powodem, dla którego szczerze polecam tę książkę. Zupełnie zaskoczyła mnie ona fabułą – zdecydowanie pozytywnie! Nie sposób nazwać „Fanaberii” ledwie powieścią obyczajową, czego można się po nich spodziewać na pierwszy rzut oka. Być może miałabym nawet problem z wskazaniem tytułu, który może przypominać tę lekturę. To kawałek dobrej, mądrej i oryginalnej, a przy tym zupełnie przyjemnej literatury!