Zawsze przy tego typu publikacjach powtarzam... Gdy słyszycie za ścianą krzyk i widzicie na co dzień, że drugiemu człowiekowi dzieje się źle, nie bójcie się reagować, być może uratujecie mu życie!
Czasami wystarczy tylko jeden telefon. Tylko i aż...
Biorąc do ręki powieść pani Patrycji, nie spodziewałam się, że ta historia tak mnie psychicznie zmiażdży. Ogrom bólu i cierpienia wypływający z każdej strony jest niewyobrażalny, a co najsmutniejsze w tym wszystkich takich rodzin, jak rodzina Ślimoków są setki, a nawet tysiące.
Akcja dzieje się na Śląsku, niewielkim mieście Mysłowice. W malutkim mieszkaniu mieszka wieloosobowa rodzina, której głową jest Zygmunt- wychowanek domu dziecka, niespełniony malarz wyczulony na piękno przyrody, miłośnik zwierząt, bogobojny człowiek, który pracuje w kopalni, by zapewnić byt powiększającej się co chwilę rodzinie.
Rodzinne tragedie, niezrozumienie swego położenia, rozczarowanie codziennością, niekontrolowane sprowadzanie dzieci na ten świat- coraz częściej wpychają go w ramiona alkoholu, po którym staje się bezwzględnym sadystą niemającym żadnych skrupułów, by sterroryzować i dosłownie sprzedać swych najbliższych...
Jego żoną jest Teresa, niespełniona krawcowa, która nie ma prawa głosu, zdominowana i codziennie upokarzana przez męża sadystę, nie potrafi już obronić siebie a tym bardziej dzieci- wydaje się, że przestała zwracać na nie uwagę, tęskniąc i wspominając dzieci, które zmarły z różnych przyczyn.
Narratorką całej historii jest chorująca na depresję Ula- średnia córka Zygmunta i Teresy. Dziewczyna ma za sobą kilka prób samobójczych i nieudanych psychoterapii.
W ramach kolejnej terapii opowiada swą historię Piotrowi, mężczyźnie, którego poznała nad morzem, gdzie zamieszkała po wyprowadzce z domu.
Poznamy również spojrzenie na całą sprawę z perspektywy Piotra (podobno psychologa, ale czasami bredził jak potłuczony!), rodzeństwa Uli i samego Zygmunta- ale czy jego motywy i tłumaczenia sprawią, że spojrzymy na niego w innym świetle? Może zaczniemy przez moment rozumieć i współczuć?
Czy Ula da radę pokonać demony przeszłości? Czy pogodzi się i przestanie obarczać się winą za śmierć brata? Czy Piotr jest naprawdę taki jaki się wydaje na pierwszy rzut oka? Czy Zygmunt zmierzy się z przeszłością i przeprosi swoje dzieci za zmarnowane życie?
Tego już nie zdradzę, ale odpowiedź na wszystkie te pytania i wiele innych znajdziecie na stronach tej historii.
Przeszłość przeplatająca się z teraźniejszością daje nam obraz tego jak bardzo dzieciństwo i to, w jakiej atmosferze zostaliśmy wychowani, rzutuje na naszą przyszłość, dorosłe życie i to jak podchodzimy w dorosłym życiu do innych.
Mamy doskonały obraz tego, jak bardzo system pomocy rodzinie jest niewydolny. Szkoła przymykająca oczy na siniaki, wrzucająca takie dzieci do worka z napisem "niezdolny, głupi itp." niewyciągająca pomocnej dłoni. Opieka społeczna zapowiadająca swe przybycie- dając tym samym czas na przybranie maski biednej, ale kochającej i szanującej się rodziny, bez alkoholu i przemocy.
Obserwujemy degradację całego pokolenia, które nie potrafiąc wyrwać się ze znajomych schematów, samo stacza się na to przysłowiowe dno.
To boli, cała ta książka boli... Dopiero siedząc sobie w bezpiecznym domu, w którym panuje miłość i szacunek, człowiek zdaje sobie sprawę, jakie ma szczęście...
W moim odczuciu pomysł na fabułę trafiony w dziesiątkę. Autorka dzięki swym bohaterom porusza naprawdę wiele bardzo trudnych tematów, na które nie zwracamy uwagi w codziennym biegu.
Akcja nie goni może na złamanie karku, ale doskonale oddaje emocje, które towarzyszą fabule. Trafiło się sporo momentów, w których musiałam odłożyć książkę, bo brutalność, której jest w niej mnóstwo, odbierała mi zdolność czytania, a łzy nie potrafiły wyschnąć, gdy patrzyłam na swojego syna spokojnie śpiącego obok i zadawałam sobie tylko jedno pytanie. Dlaczego?
Postaci jest sporo, są one doskonale wykreowane i poprowadzone. Poranione psychicznie niejednokrotnie fizycznie wzbudzają całą gamę emocji- od współczucia po niezrozumienie a momentami nawet obrzydzenie. Czytając książkę, zrozumiecie, co mam na myśli.
Pomimo tego, że książka jest naprawdę trudna, czyta się ją zaskakująco dobrze. Sporo w niej gwary, dla mnie jako Ślązaczki, jest to olbrzymi plus, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy ją zrozumie. Na szczęście na końcu znajdziecie słownik najczęściej używanych słów.
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pan Patrycji, ale po tak olbrzymiej dawce emocji, jakie zaserwowała mi przy tej książce, jestem przekona, że nie ostatnie. Z przyjemnością sięgnę po przednie jej książki.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Bez wątpienia. Ale ponownie uprzedzam ogrom tragedii i cierpienia, które z niej płynie na bardzo długo zostanie w pamięci.
POLECAM...