Całkiem sporo czytałam już książek związanych z tematyką nałogu i uzależnienia od alkoholu. Muszę stwierdzić, że „Ślepiec” pod tym względem plasuje się w moim upodobaniu gdzieś, niestety na szarym końcu.
Głównym bohaterem powieści jest Roman Stroszkiewicz. Uznany i szanowany profesor, okulista. Pozornie porządny człowiek, doświadczony trudnymi wydarzeniami z przeszłości zadręcza się nimi i nieustannie je rozpamiętuje. Doprowadza to do tego, że szuka zapomnienia w lekarstwie jakim staje się alkohol.
Od początku Roman nie wzbudza we mnie współczucia, ani też nie da się lubić. Głównie dlatego, że wykorzystuje fakt swojego autorytetu i czuje się wyższy od innych. Odnosi się do ludzi pogardą i arogancją. Nie tyczy się to nawet tylko kwestii zawodowych, ale przede wszystkim rodzinnych.
Znęcanie psychiczne i czerpanie satysfakcji z poniżenia kogoś, przy jednoczesnej obawie, że ktoś poniży jego, jeśli tylko zobaczy go upodlonego przez chlanie.
W pewnej chwili zrobiło się już takie błędne koło. Pojawiło się mnóstwo przeplatających się skrajnych uczuć i emocji co wytrącało mnie lekko z równowagi.
Roman potrafił być chwilowo pozytywny i kochający rodzinę, żeby za chwilę czepiać się wszystkiego co go otacza i szukać pretekstów do krytyki.
O dziwo, podziwiałam zachowanie najbliższych; żony i synów, którzy dzielnie znosili jego wybryki.
Myślałam, że może pobyt w ośrodku terapeutycznym jakoś bardziej wciągnie mnie w ten stan zagubienia i poszukiwania wyjścia na prostą bohatera, ale również czułam w tym wszystkim dziwną sztuczność.
Przyznam, że nie spodziewałam się też takiego zakończenia książki jakie nastąpiło. Autor skręcił w stronę jakichś hollywoodzkich filmów z przesłodzonymi akcentami i jeśli już zaskoczył to… trochę zbyt optymistyczną wersją prawie wszystkiego. Nie zostawił czytelnika z żadną refleksją i pytaniami, bo zostało wszystko dopowiedziane i wyczerpane w każdej formie. Nie bardzo mnie to przekonało, ale co ja na to poradzę?
Trochę dużo było też pobocznych akcentów medycznych. Skupianie się na chorych pacjentach i wchodzenie w ich schorzenia, jakby miały większy związek z Romanem i jego problemów z butelką. Rozmazywało to moim zdaniem temat przewodni i mocniejsze wniknięcie w samego Stroszkiewicza.
Miałam większe oczekiwania. Kiedyś trafiłam na debiut, też z tego wydawnictwa i okazał się wtedy strzałem w dziesiątkę. Tym razem, nie.
„Ślepiec” nie wciąga i nie oddziałuje na czytelnika zbyt mocno, a przecież powinien, bo sam temat alkoholizmu i całego otoczenia jaki ma związek z osobą chorą jest niezwykle delikatny w swej brutalnej odsłonie. Nie doszukałam się takiego efektu jakiego oczekiwałam.
Na dodatek rozpraszał mnie również styl autora, który często stosował w dialogach: hehe i haha. Irytowało też używanie nazwisk bohaterów w formie, jakby byli wywoływani przez nauczyciela do tablicy na zasadzie: -Stroszkiewiczowa! Chodź tu! -Ciepielowa! Nie ściągaj!
Nie siadł mi klimat, nie znalazłam żadnego mądrego cytatu jaki nadawałby się do zapamiętania czy odrobiny refleksji. I chociaż nie jest to najgorsza książka, taka jaką chciałoby się od razu spalić… tak jednak daleko jej do zajęcia najwyższej półki i polecania.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.