Książka jest bardzo spokojna, a jednak prezentuje niekiedy sceny wybuchowe, zmartwienia i rozmyślania głównej bohaterki. Żyje ona w Holandii w XVII wieku, więc wszystko jest... piękne. Brak elektryczności, długie suknie, piękne okolice... jednak bohaterka musi poślubić kogoś kogo nie kocha. Decyduje się na to wyłącznie ze względu na rodzinne interesy i umierającą matkę. Jej ojciec zażyczył sobie, by mistrz Haitink wykonał jej portret. Dziewczyna godzi się na to i poznaje wtedy czeladnika - Pietera. Nieudolny chłopak po pewnym czasie zaczyna się podobać Louise. Kogo wybierze? Przeczytajcie sami. W książce jest dużo wątków poświęconym nauce i religii, więc nie można zaliczyć "Skrzydeł nad Delft" do "płytkich i mało wartościowych" lektur, ale nie można również stwierdzić, że jest to nie wiem jak trudna do opanowania umysłem książka. Autor utrzymał się po środku, dzięki czemu powieść jet odpowiednia i dla nastolatków, i dla dorosłych.
Książka jest przepełniona problemami, rozterkami ówczesnych ludzi. To od razu widać po pierwszym rozdziale. Pełno jest tam (jak już zresztą mówiłem) wątków poświęconych religii lub astronomii, przy których często dochodzi do kłótni. Nawet była taka sytuacja przy malowaniu Louis, że mistrz chciał ustawić ją w naturalnej pozie, która namalowana nie straci życia. Wtedy specjalnie wygłaszał inne poglądy, żeby panienka się oburzyła - rozbawiło mnie to nieco.
Warto też wspomnieć o bohaterach, którzy są bardzo oryginalni. Niestety nie byłem nigdy w XVII-wiecznym mieście, więc nie wiem, czy tacy mogliby istnieć, ale podejrzewam, że jest to jak najbardziej prawdopodobne. Każda postać jest inna, każdą inaczej zapamiętałem. Jednak wszyscy muszą tam być, bo gdyby zabrakło chociażby wieśniaka, który sprzedaje na jarmarku produkty, nie byłaby to już ta sama powieść. Wszystko jest w niej dopracowane. No, co się dziwić, skoro została obsypana nagrodami? Nie dziwię się.
Książka nie jet długa, szybko się ją czyta. Praktycznie cała akcja to ten sam wątek, a tylko pojedyncze wydarzenia wyróżniają się od pozostałych, ale przez to książkę się szczęśliwie i miło wspomina. Pomysł autora na powieść jest bardzo oryginalny, z resztą wykonanie też. Jestem ciekaw następnych części, po które możliwe, że sięgnę. Wątpię, żebym w księgarni znalazł dzieło, które przypominałoby tę książkę.
Myślę, żę z pewnością powinno się ją przeczytać.
Ogólnie "Skrzydła nad Delft" będę miło wspominał. Dowiedziałem się, jak mniej więcej wyglądało życie kilkaset lat temu. Ja uwielbiam czasy bez elektryczności, kobiety w długich sukniach i z ładnymi kokami, mężczyzn - dżentelmenów, a jeśli do tego autor doda współczesny językach to jestem wniebowzięty! Jenak mam jedno "ale". To nie jest książka z mojego ulubionego gatunku - fantastyki, więc tutaj dam minusik. Jeszcze odejmę punkcik za mało rozwiniętą fabułę.
Od strony technicznej książka jest bardzo ładnie stworzona. Już dawno nie widziałem w powieściach obrazków, które zajmowałyby całą stronę! Byłem mile zaskoczony tym faktem. W dodatku okładka bardzo przypadła mi do gustu. Jedynie poskarżę się, że na to, że podajże w dwóch miejscach doszukałem się literówek! Jednak, nie zapisałem sobie gdzie, a teraz nie będę czytał drugi raz książki, żeby wyszukać raptem dwa wyrazy.
Chyba wszystko to, co chciałem powiedzieć, powiedziałem :) Wiecie, co jest dobre, co złe w tej książce. Przeważają rzecz jasna plusy, więc jak tu jej nie polecieć? Polecam wszystkim tym, dla których wolno rozwijająca akcja uboga w zwroty akcji nie stanowi problemu. Jeśli jednak lubisz szybką akcję, nagłe zwroty akcję i ciągłe napięcie, powieść nie jest dla ciebie.
Ocena: 7/10
Ta i inne recenzje dostępne na moim blogu -
http://ksiazki-legera.blogspot.com/ Zapraszam :)