"Dwie twarze królowej" to moje drugie spotkanie z powieścią Joanny Kupniewskiej. Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl. i muszę powiedzieć, że także tym razem lektura dostarczyła mi sporo radości i uśmiechu. Autorka pisze lekko, zabawnie, a dialogi pomiędzy bohaterami nierzadko wywołują niekontrolowany wybuch śmiechu.
Jeśli zastanawiacie się co może wyniknąć z faktu, że zafascynowana reinkarnacją i astrologią Zosia, studentka medycyny z Uniwersytetu Jagiellońskiego, na skutek seansu przenosi się do XVI w. Krakowa i wciela w polską królową Bonę Sforzę, to mogę zdradzić, że będziecie świadkami nieprawdopodobnych i zaskakujących sytuacji zupełnie nie z tej ziemi, a już na pewno nie z tego wieku. Od razu chcę jednak zaznaczyć, że do opisywanych zdarzeń nie można brać zbyt dosłownie i należy podejść do nich z odpowiednim dystansem i przymrużeniem oka.
Na okładce książki znajdziecie zdanie mówiące o solidnej dawce wiedzy historycznej podane w rozweselającej pigułce. I o ile z kwestią humorystyczną mogę się w pelni zgodzić, o tyle wiedzę historyczną zawartą w tej powieści potraktowałabym raczej luźno, na zasadzie lekkiej i przyjemnej opowiastki o tamtych, zamierzchłych czasach. W żadnym razie nie doszukiwałabym się idealnej zgodności z faktami historycznymi. Nie jest to literatura faktograficzna, ale beletrystyka, gdzie dominującą rolę odgrywa fikcja literacka. Czytając tę powieść mamy się dobrze bawić oraz miło spędzić czas. I w tych kwestiach książka Joanny Kupniewskiej znakomicie spełnia swoje zadanie. Podobnie rzecz się ma z bohaterami, którzy tak naprawdę noszą szacowne nazwiska, piastują wysokie urzędy, ale poza tym nie są zbyt skomplikowani i z postaciami historycznymi mają niewiele wspólnego.
Doceniam zaangażowanie i starania autorki jeśli chodzi o dokładne rozplanowanie wątków i próbę odtworzenia szesnastowiecznych realiów. Opowieść ma też swoją głębszą wymowę, a to co istotne możemy bez trudu wyczytać pomiędzy zdaniami. Bo nie należy zapominać, że błazenada nie zawsze musi oznaczać wygłupy, a twarz powinno się umieć zachować w każdej sytuacji.
Chcę jeszcze zwrócić uwagę na język powieści. Niestety niektóre fragmenty trochę mnie raziły. Zabrakło konsekwencji w stylizacji na szesnastowieczną polszczyznę. Potoczne zwroty z codziennego życia charakterystyczne dla czasów współczesnych łącznie z kwiecistą "łaciną" nijak mi nie pasowały do królewskiego dworu, a nawet pospólstwa okresu renesansu. I nie chodzi tutaj o wewnętrzne przemyślenia głównej bohaterki, ale o rozmowy ze współmieszkańcami na Wawelu. Pojawia się tu pewien rozdźwięk, który drażnił mnie i przeszkadzał podczas lektury.
Spodobał mi się natomiast pomysł na tę opowieść, zaintrygował mnie opis wydawcy i naprawdę dobrze się bawiłam podczas pochłaniania kolejnych stron. Książkę czyta się błyskawicznie, ale od samego początku nie mogłam się doczekać odpowiedzi na pytanie, czy Zośce uda się zmienić bieg historii i zapobiec późniejszym wydarzeniom, które doprowadziły do rozbiorów Polski. Kibicowałam jej mocno we wszystkich, nawet najbardziej szalonych przedsięwzięciach w oczekiwaniu na finał. A zatem jeśli jesteście równie ciekawi, czy bohaterka zapobiegnie katastrofom dziejowym, to myślę, że z przyjemnością sięgnięcie po "Dwie twarze królowej". Czeka Was sporo zabawnych sytuacji i moc niezapomnianych wrażeń.