Dla mnie pierwsza część cyklu zawsze odbierana jest jako wprowadzenie, a jednocześnie budowanie kontekstu do motywów, które będą dalej rozwijane. Zatem nie przeszkadzało mi, to w jaki sposób Autor poświęca aż tyle stronic na opisy, w gruncie rzeczy przybliżające wiele zjawisk oraz środowiska, w którym bytują bohaterowie, czy w końcu pozostawienie sobie otwartych furtek w zakończeniu. Jednak jeśli kolejna część powiela ten sam schemat zaczynam się nudzić już na poziomie konstrukcji fabuły. W pewnych momentach wracałam, bo to było jak deja vu, gdy kolejny raz czytam o przeróżnych czynnikach, sferach, chorobie pogłębinowej i aspektach związanych z głębią oraz wszystkim tym, co wiąże się ze skokami. A tych w tej części jest co niemiara. I tak trafiamy na kolejne opisy stref, mgławic i czego tam jeszcze. Zatem "Głębia" zawiera niezły zbiór opisów, które mogą interesować na początku, ale trzymając w ręku kolejny tom można też zastanawiać czy to jeszcze literatura, czy podręcznik albo raczej słownik pojęć tłumaczący każde możliwe zjawisko, jakiemu po drodze maja okazję przyjrzeć się podróżujący.
O ile w pierwszej części mamy bogato zarysowane postaci załogi "Wstążki", co daje pełny obraz preferencji, jak i możliwości bohaterów, których też łatwo rozpoznamy, nawet wtedy, gdy autor zaszaleje w dalszej odsłonie i zacznie dosypywać garściami nowych. Tylko że osobiście nie widzę sensu, żeby również postaci drugoplanowe, często pojawiające się na chwilę rysować w ten sam sposób. I nawet jeśli w pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że spotkamy ich jeszcze gdzieś dalej, to fabuła za moment wykluczy tę opcję, bo oto na naszych oczach są starci na proch. To jaki sens miał szczegółowy opis ich osobowości, tego co zakładają, jakie są ich zasady itp? Dla fabuły żaden. Dodatkowo jeszcze spowolniło to akcję, ale możliwe, że chodziło o dopełnienie stron do konkretnej cyfry, no i poszło.
"Głębia" to podobno space opera, ale opierająca się nie na galaktycznych misjach, a głównie na przemyśleniach bohaterów. A skoro tych zgromadzono tutaj tylu, to jest oczywiste, iż fabuła zbudowana jest na tym, co myślą poszczególne postacie, bez względu na ich status ważności. Owe rozważania popychają lekturę w kierunku filozoficznych rozterek, które dodatkowo nadbudowują plan do tego stopnia, iż zanim zostanie przedstawiona sprawa na forum, każda z postaci musi ujawnić swoje przemyślenia.
Nie podoba mi się nagromadzenie postaci, monotonia opisów, które tłumaczą każde zjawisko, kolejno wprowadzane elementy do lektury, bo to przytłacza czytelnika. A poświecenie dziesiątek stron na opisy zdecydowanie hamuje akcje. Tej nie można odmówić istnienia, a z drugiej strony pomimo podejmowanych przez bohaterów działań, w rzeczywistości niewiele się dzieje. Jak gdyby wszystko zapętlało się i co jakiś czas wracało o kilkanaście stron, by odpowiedzieć na sytuację, jaka tam się wydarzyła. Rozciąganie wątków ponad miarę nie spowoduje zachłyśnięcia się fabułą, której akcja spowalnia wprost proporcjonalnie do przytłoczenia jej nadmiarem słów, z których niewiele wynika.