Bajecznie bogata właścicielka firmy cukierniczej, Myra Rutlege, opiekowała się Nikki po śmierci jej rodziców, więc Barbara, córka Myry, i Nikki Quinn wychowywały się i kochały jak siostry. W dniu sześćdziesiątych urodzin Myry Barbara zginęła w wypadku samochodowym; była w ciąży. Policjant zawiadomił Myrę, że jakiś świadek podobno widział oznaczenia korpusu dyplomatycznego na samochodzie, więc kierowca, który spowodował wypadek, nie odpowie za swój czyn. Swoją drogą dziwna ta Ameryka. Plakietka CD na aucie oznacza, że można bezkarnie zabijać ludzi na ulicach, a decyzje w takich sprawach, wydaje zwykły posterunkowy.
Myra Rutlege, Nikki Quinn, a z czasem także kilka innych kobiet, w sumie siedem, postanawiają utworzyć zakonspirowany Zakon Sióstr. Ich celem ma być naprawianie krzywd kobiet, które nie doczekały się sprawiedliwego zakończenia.
– Założymy klub – powiedziała Myra. – Z pewnością znasz wiele kobiet, które zawiódł wymiar sprawiedliwości. Zaprosimy je, żeby do nas dołączyły, a potem zrobimy, co trzeba.
Nikki wstała i uniosła ręce.
– Chcesz, żebyśmy dokonywały samosądów!
– Tak, moja droga. Dziękuję. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego słowa [1].
Ciekawostką w tym układzie jest fakt, że Nikki Quinn jest poważaną prawniczką.
Na pierwszy ogień, drogą losowania, kobiety biorą trzech bandziorów, którzy zgwałcili Kathryn Lucas. To motocykliści należący do klubu Weekendowych Wojowników. Wszyscy trzej to wyższa klasa średnia lub lepiej, dobrze zarabiający, podpory lokalnego kościoła, szanowani obywatele. W każdym z przypadków, tak uzgodniły spiskowczynie, to ofiara decyduje, co ma się stać sprawcy. Kathryn Lucas zażądała kastracji i wysłania gwałcicielom ich jąder w formalinie.
Książka ewidentnie dla kobiet. Co nie znaczy, żeby było w tym coś złego. Po prostu tak jest napisana, że czytelnikom mogłoby wielu elementów zabraknąć. Myra dysponuje nieograniczonymi funduszami – i to wszystko, czytelniczkom wystarczy. Zatrudnia osobistego ochroniarza i osobistego… hmmm… przyjaciela, byłego agenta MI6 (wywiad brytyjski); w sprawie zaopiekowania się nim, gdy został zdemaskowany, dzwoniła do Myry angielska królowa, osobiście. No i wystarczy, wszystko jasne. Charles, mimo upływu lat, jest najlepszym na świecie specjalistą od informatyki, komputerów, szyfrów i zabezpieczeń; fantastycznie gotuje i jest sprawnym kelnerem, jest najlepszym… itd. Proste, nie? Po co więcej?
Kiedy Nikki Quinn zaczęła się spotykać i rozmawiać z duchem Barbary – odrobinę się zniesmaczyłem. Pierwszo lub drugoplanowe bohaterki psychologicznie płaskie, jak karton. Momentami wydawało mi się, że to kukiełki wygłaszające bombastyczne kwestie i odgrywające określone role. Ale za to rozmowy z duchem i mnóstwo uczuć. No... OK.
Domyśliłem się, że skoro „Weekendowi wojownicy” dotyczą tylko pierwszej sprawy podjętej przez grupę kobiet, to z czasem pojawią się kolejne tomy, a w nich relacje z realizacji następnych projektów, kolejnych aktów zemsty skrzywdzonych pań. Mnie jednak, najprawdopodobniej, pisarstwa Michaels już wystarczy.
---
[1] Fern Michaels, „Weekendowi wojownicy”, przekład Anna Bergiel, Skarpa Warszawska, 2024, s. 5.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.