„Wnuczka Faberge” to druga powieść Moniki Raspen. Pierwszą była „Czartoryska”. Czytelnik już może się zorientować jaki kierunek obiera jej pisarskie serce. Powieści historyczne. Piszemy o tym co nam znane. Zatem wybór był prosty – kobiety. Monika osadza je na kartach swoich powieści, a w tle powoli toczy się znana nam z lekcji historia.
Autorka pisze jak były traktowane, czyli przedmiotowo, nie miały swoich praw. Musiały podporządkować się swoim ojcom, mężom, opiekunom. A co się działo z panną, która siłą została zniewolona przez mężczyznę? Jemu oczywiście wszystko uchodziło „na sucho” natomiast dziewczyna z szanowanej obywatelki i pierwszorzędnej panny stawała się „persona non grata”. Jedna z nich tak mówi do Barbary Kelch, kolejnej z bohaterek powieści: „Popatrz, jakiej świat oczekuje farsy od kobiety, która chce kochać i wychowywać swoje dziecko: udawania, że go nie było, a potem wyciągnięcia małego człowieka jak królika z kapelusza i odgrywania przed światem roli dobrej, obcej osoby, która zajmie się „sierotką””. I waśnie między innymi o takich kobietach możemy przeczytać we „Wnuczce Faberge”, która to książka jest pierwszą częścią dłuższej całości. A powieść jest praktycznie nieodkładalna. Czterysta stron przemyka czytelnikowi przed oczami niczym intercity. Bo kogóż nie intryguje los „Ostatnich Romanowów”? Mnie od dziecka. Szczególnie snuta po kątach historia o rzekomo ocalałej z rzezi Anastazji. Jednak zanim dojdzie do tej sceny to czytelnik zaznajomi się po krótce z osobami cara Mikołaja II i jego żony Alix. Pięknej wnuczki królowej Wiktorii, która zżymała się, iż nie może dać Matce Rosji następcy tronu. Rzutnej kobiecie o dobrym sercu jaką była matka cara Maria Fiodorowna i jej szwagierce Marii, której rodzina cara starała się unikać, bo ta miała zakusy na tron Mikołaja dla swojego syna.
Oprócz rodziny carskiej powieść ukazuje kobiety oraz ich historie, które żyły w otoczeniu dworu jak i w nim. Są to historie dramatyczne. Niekiedy dodające otuchy i nadziei ale ciągle ukazujące ich gehennę o którym my współcześnie żyjące nie mamy pojęcia dzięki naszym babkom i prababkom, bo nam drogę do wolności „przetarły” i wywalczyły.
W powieści nie mogło zabraknąć także mężczyzn, bo przecież o nich historia również mówi całkiem sporo. Jednak tutaj na plan pierwszy wysuwa się Piotre Faberge. Tak, dobrze się domyślacie. To TEN Faberge, od słynnych jajek. Jaką będzie odgrywał rolę w tej historii? Aby się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po książkę, gdyż jest naprawdę genialnie napisana. Widać trud Moniki włożony w reaserch a to, plus piękny język, to główne jej zalety. Historia, która toczy się jest niezmiernie ciekawa i autorce udało się dotrzeć do „smaczków” o których nie maiłam do tej pory pojęcia. Z kolei grozy dodaje obawa o wróżbie, którą usłyszała „Minnie” o swoich wnuczkach. Pomimo że ją odrzucała i w nią nie wierzyła to jednak, gdzieś tam w podświadomości się jej obawiała. My współcześnie żyjący już wiemy, że słusznie.
Jeżeli jesteście ciekawi historii Ostatnich Romanowów a w szczególności ich kobiet, które kochały, rządziły, nienawidziły, były despotkami ale również wizjonerkami to koniecznie musicie przeczytać tę powieść. Gorąco ją polecam nie dlatego, że Monika poprosiła mnie o jej przeczytanie a dlatego, że naprawdę trafiła do mego serca. I taki mały smaczek „na zachętę”, ja skojarzyłam nazwisko Raspen z pewną wzmianką w książce. A wy? Czytajcie a znajdziecie:)