Sięgając po powieść Malwiny Ferenz "Anioły do wynajęcia" oczekiwałam nieskomplikowanej historii z dużą dawką humoru podobnie jak to miało miejsce w przypadku wcześniej czytanej książki "Na miłość boską!". I rzeczywiście... Opowieść o grupce przypadkowych osób, które połączyła agencja artystyczna pod nazwą "Anioły do wynajęcia" spełniła dokładnie taką rolę i dostarczyła mi mnóstwa pozytywnych wrażeń.
Romeczek Słowacki - poeta i pisarz, którego dzieł nie chce docenić, ani opublikować żadne wydawnictwo poznaje swoją ukochaną Elwirę podczas pobytu na Ukrainie. Jednak to Polska staje się ich domem i tutaj wpadają na pomysł rozkręcenia własnego biznesu. Chcą spróbować szczęścia przy organizacji przeróżnych eventów. W tym celu zakładają agencję artystyczną, gdzie zatrudniają trzy kobiety - Basię, Martę i Dorotę. Każda z nich dźwiga własny bagaż doświadczeń, każda znajduje się na życiowym zakręcie i każda wiąże z nowym zajęciem własne nadzieje. A tymczasem okazuje się, że organizacja imprez nie tylko daje ogromną radość, ale jest też sporym wyzwaniem i ma szansę odmienić całkowicie życie bohaterów.
Malwina Ferenz po raz kolejny zabiera nas do Wrocławia, miasta, gdzie miłość może spaść na człowieka niczym grom z nieba. Autorka tak ciekawie opisuje przeróżne zakątki, osiedla, czy skwery, że mamy ochotę wskoczyć w pociąg lub samochód by jak najszybciej przespacerować się uliczkami miasta. Poplątane, zabawne sytuacje, które są udziałem bohaterów dodatkowo tworzą jedyną w swoim rodzaju atmosferę stolicy Dolnego Śląska.
Uwielbiam dowcipny język i lekki styl autorki, która z dystansem i humorem stara się pokazać, że dobro zawsze zwycięża, a otwartość, ciepło i życzliwość wobec drugiego człowieka może dać tylko pozytywne efekty. Opowieść dodaje otuchy i pozwala uwierzyć w ludzi, w ich bezinteresowność, empatię i dobre serce. Bohaterowie to prawdziwe oryginały, z którymi można przysłowiowe konie kraść. To niesamowite osoby, wśród których czujemy się niczym wśród najlepszych przyjaciół.
W żaden sposób nie przeszkadzała mi schematyczność i przewidywalność tej historii. Momentami wydawała się może nieco naciągana, jednak aspekt komediowy przeważa w ogólnym odbiorze, a my mamy po prostu spędzić miłe chwile przy lekturze i się dobrze bawić!
Książkę czyta się błyskawicznie, uśmiech nie schodzi z twarzy, a po zakończonej lekturze odczuwamy żal, że to już koniec tych jakże zabawnych perypetii. Lektura tej powieści rozbawiła mnie niemal do łez, myślę, że nawet bardziej, niż "Na miłość boską!". Nie możemy tu jednak zapominać, że opowieść o ludzkich losach to nie kabaret, ale, jak pisze autorka: "Życie to premiera bez próby generalnej i na dodatek bez przewidzianych powtórek."
Na półce mojej biblioteczki mam jeszcze dwie nieprzeczytane dotąd książki Malwiny Ferenz i nabrałam ogromnej ochoty by dosłownie zaraz sięgnąć po jedną z nich i po raz kolejny wybrać się do pięknego Wrocławia na jeden, może dwa wieczory aby z uśmiechem śledzić następne emocjonujące zdarzenia. A zdążyłam się już przekonać, że ciekawych pomysłów autorce nie brakuje.