Książka zaczyna się jak powieść sensacyjna – sławny dysydent wydalony z ZSRR w latach 70. wraca do Rosji na początku lat 90. i na fali przemian postuluje otwarcie archiwów sowieckich, aby poznać i ukarać zbrodnie komunizmu. Sprawa idzie opornie, ale wreszcie Bukowskiego dopuszczają do archiwów KC partii. W tym samym czasie nabywa najnowszy komputer ze skanerem i po cichu skanuje tysiące dokumentów z tajnych archiwów partyjnych, zanim gospodarze się zorientują i go pogonią. I właśnie w tej książce prezentuje niektóre z owych dokumentów. Efekt jest porażający. Prezentowane protokoły posiedzeń Politbiura, decyzje KC, postanowienia, itd., są tajne do takiego stopnia, że adresat może je tylko przeczytać, ale nie kopiować ani robić notatek; musi zachować ich treść w tajemnicy, ale odpowiednie działania trzeba podejmować. No cóż, tak działa mafia, albo tajny zakon, a nie legalna władza.
Wynika z tych dokumentów, że sowiecka władza komunistyczna była do cna totalitarna, miała w głębokiej pogardzie prawo, oni stanowili prawo, byli jak król absolutny. Mogli ludzi bezkarnie zabijać, zsyłać, wysyłać do szpitala psychiatrycznego, wyrzucać za granicę, mogli prawie wszystko i za nic nie odpowiadali. Poraża też poziom umysłowy tych półgłówków, którzy rządzili połową świata.
Z drugiej strony książka ma liczne słabości, autor nie może się oprzeć pokusie, aby do dokumentów nie dodać zjadliwych komentarzy, które paradoksalnie osłabiają ich wymowę, po prostu źródła archiwalne mówią najsilniej same za siebie. Poza tym książka razi chaosem, historie z czasów ZSRR, z życia autora, przeplatają się z analizami historycznymi i osobistymi atakami na kolegów dysydentów. Strasznie się to dłuży, książka ma ponad 700 stron, i w pewnym momencie lektura staje się mocno nużąca.
Bukowski nie jest historykiem, i to widać, ma on do omawianych spraw stosunek mocno emocjonalny i subiektywny (bądź co bądź był uczestnikiem ich części), ma też wyraziste poglądy polityczne, których nie ukrywa, na przykład jego gwałtowne ataki na pierestrojkę i Gorbaczowa są dla mnie przesadzone i niesmaczne, przecież od pierestrojki zaczął się upadek sowieckiego imperium.
Poza tym mam silne wrażenie, że autentyczne dokumenty są nam zaprezentowane wybiórczo, głównie po to, aby umocnić i uzasadnić poglądy autora.
W tym sensie książka jest rozczarowaniem, nie może być traktowana jako dzieło historyczne, bo `jedynie słuszne' poglądy autora nie dopuszczają nawet śladu odmiennej interpretacji prezentowanych źródeł. Gdyby Bukowski ograniczył się tylko do publikacji partyjnych dokumentów wraz z suchym objaśniającym komentarzem, wrażenie byłoby nieporównanie większe. A tak mamy rozwlekłą i narcystyczną prezentację skrajnych poglądów sfrustrowanego dysydenta.