„Piąta ofiara” to powrót do „Czwartej małpy”. To nie jest tom innych przygód – o ile tak można nazwać pracę Sama Portera, głównego bohatera, czyli 52-letniego policjanta z chicagowskiego wydziału zabójstw – to kontynuacja poprzedniej książki, ciąg dalszy tej samej fabuły, choć także i innych wątków. „Piąta ofiara” mogłaby być kolejnym rozdziałem „Czwartej małpy” i, jestem pewien, że nikt z czytelników by się niczego niewłaściwego w takim zabiegu nie doszukał. To tak, jakby autor napisał powieść, a następnie została ona podzielona na kilka części, osobno wydane i sprzedawane jako samodzielne całości. Wprawdzie autor starał się w wielkim skrócie i uproszczeniu opowiedzieć czytelnikowi, o co chodziło w „Czwartej małpie”, ale nie jestem pewien, czy pomaga to w stopniu wystarczającym i czy w takim razie jest sens zaczynać lekturę trylogii J. D. Barkera od… od środka. Bo jest jeszcze „Szóste dziecko”.
Bishop, seryjny zabójca, zwany #4MK albo Zabójcą Czwartej Małpy, uciekł, bo Porterowi nie udało się go zatrzymać (ratował dziewczynę, ale… nie wszyscy tak to oceniają – tym bardziej, że Zabójca Czwartej Małpy wyświadczył wkrótce detektywowi specyficzną, bardzo osobistą przysługę). Następnie nie było o nim, o zabójcy, słychać przez kilka miesięcy.
Stosunkowo ostra zima w Chicago. W parkowym jeziorku, pod lodem, przypadkowo zostają znalezione zwłoki nastolatki, Elli Reynolds, zaginionej i intensywnie poszukiwanej od trzech tygodni. Anatomopatolog stwierdza, że przyczyną śmierci było utopienie, ale… w słonej wodzie. Chicago od oceanu dzieli ponad tysiąc kilometrów, więc jak to możliwe? Zwłoki były ubrane w ciuchy, należące do zupełnie innej dziewczyny, Lili Davies, która zniknęła niecałe dwie doby wcześniej. Media spekulują, że Zabójca Czwartej Małpy wrócił, ale są co do tej koncepcji realne wątpliwości, bo #4MK obcinał swoim ofiarom uszy, wyłupiał oczy i ucinał języki. Zwłokom Elli Reynolds niczego… hm… nie brakowało. W tym przypadku kompletnie niezrozumiana wydawała się być cała ta inscenizacja: przebranie, słona woda, sztuczki z zamarzającym przeręblem, do którego godzinami trzeba było dolewać wodę itd.
W „Czwartej małpie” i w „Piątej ofierze” autor ułatwia nieco sprawę czytelnikowi, bo co pewien czas zamieszcza swego rodzaju podsumowania. Wykonuje je zwykle szef grupy, Porter, a zawierają, w punktach, to, co wie już policja, a więc fakty, ale też listę zadań do wykonania wraz z informacją, kto za nie odpowiada, kto ma tę pracę wykonać. Przy jednym z takich wykazów zastanowiła mnie znaczna liczba zadań, jakie Porter zlecił Klozowskiemu (zwanemu Klozem), jedynemu w gronie śledczych policjantowi, który ma pojęcie o komputerach i Internecie, i jakoś sobie z nimi radzi. Na przykład tylko on może próbować powiększyć zdjęcie cyfrowe, z czym radzą sobie obecnie średnio rozgarnięte siedmiolatki. Wniosek: czasy się zmieniają, bez znajomości technologii informatycznych niedługo nawet policjantem nie będzie się dało zostać, a przynajmniej nie skutecznym detektywem.
W „Czwartej Małpie” ważną rolę odgrywał „Pamiętnik” zabójcy. W „Piątej ofierze” jest to relacja „Mężczyzny w czarnej wełnianej czapce”. W obu przypadkach było to i jest spojrzenie na całą sprawę od strony psychopaty, seryjnego mordercy.
Bardzo dobra powieść sensacyjna i świetna rozrywka – pod warunkiem, że stosunkowo niedawno czytało się tom pierwszy.